Według agencji uczestnicy "subotnika", czyli sobotniego czynu społecznego, wykonali prace wartości 50,5 mld rubli białoruskich (równowartość 18,3 mln zł). Połowa tej sumy ma być przeznaczona m.in. na przygotowanie obozów młodzieżowych do letniego sezonu, a połowa na zakup karetek pogotowia i ich wyposażenie. W Mińsku sprzątano plac przed operą, podwórka i ulice, malowano poręcze przy wejściu do stacji metra. Posadzono kwiaty na 80 klombach i 7 tys. drzew. Stolica przodowała pod względem udziału w czynie społecznym - pracowało tam prawie 635 tys. osób. Prezydent Alaksandr Łukaszenka pracował na placu Flagi Państwowej, gdzie m.in. betonował. Państwowa agencja BiełTA publikuje jego zdjęcia w stroju roboczym i kaloszach. "Teoretycznie dobrowolne" subotniki Niewystarczające zaangażowanie obywateli w prace podczas "subotnika" skrytykował premier Michaił Miasnikowicz. "Subotnik to piękna tradycja, ale () niestety coraz częściej przeistaczają się one w spacer z miotełką (). Trzeba pracować na wyznaczonych obiektach albo na swoich miejscach pracy cały dzień, a zapracowane pieniądze przelewać na fundusz subotnika" - pouczał. Mówił też o młodzieży, która jego zdaniem "nie wkłada dość wysiłków i entuzjazmu w sprawy potrzebne krajowi i ludziom". I zaznaczył, że młodzieżowe organizacje powinny w ciągu najbliższych kilku tygodni sprzątnąć wszystkie podmiejskie lasy. "Kto tam głównie odpoczywa? Młodzież. A kto zostawia śmiecie? Też młodzież" - powiedział. Socjalistyczne "subotniki", czyli dni teoretycznie dobrowolnej pracy społecznej, przywrócił na Białorusi Łukaszenka. Niezależne związki zawodowe podkreślają jednak, że udział w subotniku jest w praktyce przymusowy, a uchylenie się od niego może grozić nieprzyjemnościami w pracy czy na studiach. Z Mińska Małgorzata Wyrzykowska