"Otrzymaliśmy zgłoszenie, że między jedną z osób, która rzekomo miała uniemożliwiać rozpoczęcie polowania a myśliwymi doszło do utarczki i szarpaniny" - powiedział PAP rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Myśliborzu st. asp. Jacek Poleszczuk. "Jedna osoba w wyniku powalenia na ziemię odniosła delikatne otarcie naskórka. Z naszych ustaleń wiemy, że na miejscu była karetka pogotowia. Lekarz nie stwierdził poważniejszych obrażeń" - dodał."Na miejscu funkcjonariusze policji prowadzą dalsze czynności, gdyż poszkodowany mężczyzna zgłosił, że podczas zdarzenia utracił aparat fotograficzny, kamerę oraz telefon komórkowy" - wyjaśnił Poleszczuk. Jak zaznaczył rzecznik myśliborskiej policji, "polowanie spełnia wszelkie wymogi, jest legalne". Jak powiedział PAP Daniel Musiał z Inicjatywy na Rzecz Zwierząt Basta "kilkunastu aktywistów ze Szczecina i Poznania prowadziło spacer leśny w okolicach Dolska, aby uratować zwierzęta przed myśliwymi". "Staliśmy z planszami przeciwko zabijaniu zwierząt. Byliśmy w czapkach św. Mikołaja, ponieważ jest to świąteczne polowanie. Chcieliśmy wręczyć rózgi myśliwym, ale oni zareagowali agresywnie" - relacjonował Musiał. Według niego "myśliwi rzucili się na operatora kamery z TVN, a w stosunku do aktywistek zachowywali się wulgarnie". Na miejsce zdarzenia została wezwana policja. "Następnie pojechaliśmy za traktorem z myśliwymi, aby móc zrobić kolejną blokadę. Dwie osoby ze Szczecina szły tuż obok pojazdu, zaś trzech aktywistów z Poznania pojechało rowerami. Jeden z nich oddalił się goniąc traktor. Poinformował nas, że został pobity przez myśliwych, ukradziono mu telefon oraz kamerę, przebito opony w rowerze. Na miejsce wezwaliśmy karetkę i policję. Mężczyzna obecnie znajduje się w szpitalu" - powiedział Musiał. "Polowanie było zgłoszone i jest legalne" - powiedziała PAP rzecznik prasowy Polskiego Związku Łowieckiego Diana Piotrowska. "Rano aktywiści utrudniali rozpoczęcie polowania, dlatego prowadzący polowanie wezwał policję. Jedna z aktywistek wskazała, że myśliwi są pod wpływem alkoholu. Policja zbadała alkomatem i nie wskazała aby którykolwiek z myśliwych był pijany. Po tym jak policja odjechała, aktywiście chodzili na linii strzału, co zagraża bezpośrednio życiu i zdrowi ludzi. Funkcjonariusze ponownie zostali wezwani. Prowadzący polowanie twierdzi, że w żadnej z tych sytuacji nie doszło do pobicia ani bezpośredniego kontaktu z aktywistami" - wyjaśniła. Rzeczniczka poinformowała, że do zakłócenia polowania prowadzonego przez Koło Łowieckie "Dzik" doszło także 4 listopada br. "Wówczas miało miejsce zdarzenie, kiedy myśliwy podniósł w górę broń, jedna z aktywistek dobiegła do niego, chwyciła za broń i próbowała wyrwać. Myśliwy krzyknął: +Mam broń, uważaj.+ Chwilę się poszarpali. Broń była załadowana, ale zabezpieczona. To była jedyna sytuacja kontaktu bezpośredniego między aktywistami a myśliwymi, która miała miejsce w ubiegłym miesiącu" - dodała. "W każdy weekend zdarza się, że kilkanaście polowań w Polsce jest utrudnianych przez aktywistów. Myśliwi wykazują się maksymalną cierpliwością i zdrowym rozsądkiem" - zaznaczyła Piotrowska. "Aktywiści utrudniając wykonanie polowań utrudniają życie lokalnym społecznościom. Konsekwencją niewykonania polowania są nie tylko kary finansowe dla myśliwych, ale również wzrost liczby kolizji drogowych z udziałem zwierząt, szkody w rolnictwie, a także większa liczba dzików w mieście" - wyjaśniła. Dodała, że "zachowanie aktywistów jest nieodpowiedzialne również ze względu na coraz szybsze rozprzestrzeniający się wirus ASF, którym zarażają się dziki i świnie".