Sprawa dotyczyła zarządzenia kierownictwa spółki z końca 2006 r., zakazującego pracownikom używania języka polskiego w salach, w których obsługiwali zagranicznych klientów. Jeden z pracowników, Mirosław Michałowski zaprotestował przeciw temu i niedługo potem dostał wypowiedzenie z pracy, jak twierdzi właśnie z powodu swojego sprzeciwu. Dyrekcja firmy konsekwentnie temu zaprzeczała utrzymując, że nie było żadnego zakazu mówienia po polsku, a przyczyna zwolnienia go z pracy była zupełnie inna. Michałowski, który pracował w Arvato prawie półtora roku, domagał się od firmy 40 tys. złotych odszkodowania. Zdaniem sądu wersja przedstawiona przez Michałowskiego w toku procesu była "zgodna z prawdą, choć nieco przejaskrawiona". W ocenie sądu nie ma jednak wątpliwości, że w sprawie nieporozumiewania się w języku polskim nie było prośbą, lecz nakazem, który osoby bezpośrednio odpowiedzialne za jego wprowadzenie egzekwowały "w sposób nadmierny i niewłaściwy". - Pracodawca do czasu nagłośnienia sprawy w mediach nie podjął żadnych działań, by to zmienić, dlatego były to działania dyskryminacyjne - uzasadniała orzeczenie przewodnicząca składu sędziowskiego Monika Miller-Młyńska. Jak wyjaśniała, wszelkie działania podejmowane w stosunku do określonej grupy osób, w tym przypadku wobec pracowników firmy, zmierzające do zakazu używania wybranego przez nich języka, niezależnie od tego, czy jest to ich język narodowy, noszą znamiona molestowania i dyskryminacji. Według sądu także zwolnienie Michałowskiego z pracy z powodu m.in. złego wykonywania swoich obowiązków, jak argumentowało kierownictwo Arvato, było przejawem dyskryminacji. - Sąd nie twierdzi, że pozwany był idealnym pracownikiem, ale wątpliwości budzi zbieżność dat. Niezrozumiałe jest dla sądu, dlaczego pana Michałowskiego nie zwolniono wcześniej, ale dopiero wtedy, gdy dowiedziano się o podjętych przez niego działaniach - dociekała Miller-Młyńska. W ocenie sądu pracodawca nie wykazał obiektywnych przyczyn zwolnienia, dlatego można przyjąć, że doszło w tym przypadku do dyskryminacji pracownika. - Nie sądziłem, że wygram. Jestem pod wielkim wrażeniem. Mogę tylko zaapelować do kolegów, by się nie bali iść tą drogą - powiedział dziennikarzom Michałowski po odczytaniu wyroku. Pytany, czy nie jest zawiedziony wysokością odszkodowania odpowiedział, że nie przyszedł do sądu po pieniądze. - Wyrok nas zaskoczył. Będziemy się od niego odwoływać - zapowiedziała Małgorzata Kurc, reprezentująca przed sądem pozwaną firmę. Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku Kurc wyjaśniała dziennikarzom, że przyczyną zwolnienia Michałowskiego było min. używanie na sali, gdzie obsługuje się klientów, telefonu komórkowego, co jest zakazane, oraz posługiwanie się wulgarnym słownictwem. Utrzymywała też, że kierownictwo firmy wystosowało jedynie prośbę do pracowników, by na sali rozmawiali ze sobą w języku, w którym obsługują zagranicznych kontrahentów. Arvato Services to firma call-center, w której konsultanci udzielają porad w obcych językach. Sprawa trafiła do mediów w styczniu 2007 r. Michałowski mówił wówczas dziennikarzom, że informacje od kierownictwa firmy nakazujące używania wyłącznie języka, w którym się obsługuje klientów (w jego przypadku chodziło o niemiecki) otrzymał drogą komputerową, ale było też oficjalne pismo w tej sprawie wywieszone na tablicy ogłoszeń. Przyznał też wtedy, że sfotografował m.in. treść pism wystosowanych do pracowników. Na zwołanej przed rokiem konferencji prasowej ówczesny dyrektor generalny Arvato Janusz Jankowiak nie ukrywał, że są wywieszone informacje przed wejściem do sal operacyjnych z prośbą o używanie języka obcego, ale - jak podkreślał - nie było zakazu mówienia po polsku. Wyjaśniał też, że firmie chodziło wyłącznie o zapewnienie wysokiej jakości obsługi klientów zagranicznych i doskonalenie języka obcego. Michałowski od 1984 roku mieszka na stałe w Niemczech. W Arvato w Szczecinie pracował prawie półtora roku. Firma Arvato Services Polska to tzw. firma call center, która jest częścią międzynarodowego koncernu Bertelsmann Media. W Szczecinie zatrudnia ponad 350 pracowników, w całym kraju ok. 1600 osób.