- Nie raz zdarzyło się już, że odchody żubrów zatkały header w kombajnie i musiałem stanąć, bo nabiło się to wszystko na bagnety i nie można było kosić - skarży się jeden z rolników. A smród na polu po przejściu żubrów utrzymuje się przez trzy, cztery dni - dodaje inny. Jak takie zbiory potem sprzedawać klientom? Żubry próbujemy przeganiać, ale one się nie boją huków, hałasu ani wystrzałów. To zwierzęta wyhodowane przez ludzi i przyzwyczajone do cywilizacji. Wcześniej trzymały się kukurydzy, ale w tym roku prawie nikt jej nie zasiał i przerzuciły się na ziemniaki - mówi. Bezużyteczne są też elektryczne pastuchy, bo gruboskórne zwierzęta nie czują przed nimi respektu, a wszystkich pól ogrodzić płotem czy siatką po prostu się nie da. Rolnikom pozostaje dochodzić odszkodowań od Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Kłopot w tym, że żubry szkodzą w powiecie wałeckim, a siedziba dyrekcji mieści się w Szczecinie. To właśnie stamtąd na miejsce oddalone ponad 130 kilometrów musi przyjechać za każdym razem rzeczoznawca. Trwa to czasem kilka tygodni, a w tym czasie robota w polu stoi. - A co mam zrobić, kiedy w poniedziałek był rzeczoznawca wycenił szkody, a we wtorek przyszło stado złożone z trzydziestu sztuk i zrobiło "poprawiny"? - pyta poszkodowany przez żubry mieszkaniec wsi Lubiesz. - Z naszego punktu widzenia najlepiej by było, gdyby żubry stąd zniknęły, a jeśli to jest niemożliwe, to żeby chociaż zgłaszanie szkód i likwidacja odbywała się tu na miejscu, w powiecie. Byłoby szybciej i taniej - podkreśla. Na to jednak nie ma najmniejszych szans, bo z mocy ustawy to zadanie RDOŚ - a ta raczej do Wałcza się nie przeprowadzi. Z pomocą mogłaby przyjść nowelizacja odpowiedniej ustawy, która delegowałaby prawo likwidacji szkód wyrządzonych przez zwierzęta do samorządów. Jak dotąd jednak żaden z posłów losem rolników terroryzowanych przez żubry się nie zainteresował.