Pierwsza informacja o drapieżniku w okolicach Gościna pojawiła się w połowie września. Wtedy widzieli go wędkarze. Zaalarmowali służby. Rozpoczęły się poszukiwania, w których uczestniczyły cztery patrole policji, myśliwi i leśnicy. Nie udało się jednak odnaleźć ani zwierzęcia, ani śladów łap, które można by jednoznacznie przypisać pumie. "To jednak nie była bujna wyobraźnia turystów" Burmistrz Gościna przyznaje, że wtedy nikt poważnie nie potraktował informacji o dzikim kocie. Teraz jednak urzędnicy zmienili zdanie. Uwierzyli, że w ich gminie grasuje 1,5-metrowej długości kot. Na podejrzane zwierzę natknęły się bowiem kolejne osoby. Najpierw na polu koło Gościna widziała je kobieta. Tak jak podczas pierwszego kontaktu z wędkarzami zwierzę spłoszyło się i natychmiast uciekło w zarośla. Kilka godzin później wielkiego kota zauważyło małżeństwo jadące samochodem - przechodził przez drogę, wyraźnie było widać, że ma około 70 centymetrów wzrostu i cały jest czarny. Spojrzał w stronę pasażerów auta. Po powrocie do domu przejrzeli więc w internecie zdjęcia dzikich kotów. Ten, którego spotkali na drodze, najbardziej pasował do pumy. Zgłaszają się kolejne osoby Po opublikowaniu ostrzeżenia przed pumą do urzędu zaczęły dzwonić kolejne osoby, które miały ją widzieć. Przekonują, że wcześniej nie chciały informować o spotkaniu z wielkim kotem, obawiając się, że nikt nie uwierzy w ich opowieść. Z relacji wszystkich osób wynika, że kot ma 1,5 metra długości. Zdaniem leśników, nie ma możliwości, żeby był to na przykład ryś czy inne zwierzę naturalnie występujące w Polsce. Burmistrz Gościna ma podejrzenia co do tego, w jaki sposób zwierz mógł pojawić się w okolicznych lasach. Wersje są dwie: albo uciekł z prywatnej, nielegalnej hodowli, albo przywędrował z innego regionu Polski lub nawet Europy. W ciągu kilkunastu dni tak duże koty mogą przejść nawet kilkaset kilometrów.