Z informacji dziennikarki RMF FM wynika, że zarodki były opisywane długopisem. Jak usłyszała nieoficjalnie Aneta Łuczkowska, pomylona komórka jajowa była opisana na tyle niewyraźnie, że pracownik laboratorium źle odczytał nazwisko pacjentki. Pół roku temu kobieta urodziła dziecko, które nie jest z nią spokrewnione genetycznie. Jak ustaliła reporterka RMF FM, władze szpitala wiedziały już dwa lata temu o brakach w wyposażeniu laboratorium. Mimo to zgłosiły się do rządowego programu refundowania in vitro. Placówka tłumaczy, że zanim placówka została włączona do programu, była kontrolowana przez Ministerstwo Zdrowia - i sprawdzian ten wypadł pozytywnie. Szpital nie odpowiedział na pytanie Anety Łuczkowskiej, czy w ciągu półtora roku realizacji rządowego programu laboratorium zostało doposażone. (mpw) Aneta Łuczkowska