O wyroku poinformował w czwartek sędzia Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie (Zachodniopomorskie). Proces toczył się przed koszalińskim sądem rejonowym. Wyrok ogłoszono w środę. Sędzia Przykucki powiedział, że o uniewinnienie w mowach końcowych wnosił zarówno obrońca oskarżonego, jak i prokurator. Głównym dowodem w tej sprawie były zarejestrowane na automatycznej sekretarce kurii telefony z żądaniem okupu i groźbami wysadzenia kościoła. Do uniewinnienia w znacznym stopniu przyczyniła się druga, bardzo szczegółowa opinia dwojga biegłych z zakresu fonoskopii Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie (Małopolskie). Oskarżony, 76-letni obecnie Marian Lech (zgodził się na podawanie swych danych) powiedział , iż "jest niezmiernie szczęśliwy, że po 11 latach i 11 i pół miesiąca spędzonych w więzieniu został oczyszczony z zarzutów". - Cieszę się tak, że nie potrafię tego opisać. Uwierzyłem w sprawiedliwość. Wreszcie mogę chodzić z podniesioną do góry głową - dodał. Broniący Lecha mec. Zbigniew Juszkiewicz powiedział, iż "ma wielką satysfakcję z wyniku tej sprawy, w której nie pogodził się z żadnym z poprzednich wyroków". - Przed laty prokuratura żądała 4,5 roku więzienia, teraz wnosiła o uniewinnienie. To piąty w mojej długoletniej karierze adwokata przypadek zmiany zdania prokuratury na korzyść oskarżonego. Różnica jest taka, że w tamtych sprawach nikt nie był pozbawiony wolności, tutaj było więzienie - dodał mecenas. Rzecznik prokuratury Ryszard Gąsiorowski powiedział, że uniewinniający wyrok otwiera oskarżonemu drogę do domagania się o odszkodowanie za czas pozbawienia wolności. Na razie nie wiadomo, czy Lech skorzysta z tej możliwości. - W ogóle o tym nie myślałem, wszystko zależy od tego, co doradzi mi adwokat - powiedział Lech. Jego sprawa była jednym z najdłużej trwających postępowań karnych w Koszalinie. Pierwszy skazujący wyrok zapadł 8 czerwca 1998 r. Opierając się na opinii fonoskopijnej biegłej z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego (CLK) w Warszawie, sąd rejonowy skazał go wówczas na 18 miesięcy więzienia. Wyrok uprawomocnił się 29 października 1999 r. po oddaleniu przez sąd okręgowy apelacji. W lutym 2000 r. obrońca wniósł do Sądu Najwyższego kasację. Została ona rozpoznana dwa lata później. 5 listopada 2002 r. SN uchylił wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Uchylając wyrok SN zażądał nowej ekspertyzy fonoskopijnej. Przy rozpoznawaniu kasacji ustalono bowiem, że materiał porównawczy głosu oskarżonego zebrano w niewłaściwy sposób. Sprawa trafiła do koszalińskiego sądu okręgowego, który przekazał ją ponownie sądowi rejonowemu. Przewód wznowiono w 2004 r., jednak ze względu na długie poszukiwania nowych biegłych oraz czas potrzebny do sporządzenia przez nich kolejnej opinii fonoskopijnej proces ruszył dopiero w lipcu 2008 r. Na pierwszej rozprawie doszło do konfrontacji biegłych. Pracownica CLK podtrzymała wówczas swe ustalenia co do tożsamości osoby telefonującej w grudniu 1997 r. do koszalińskiej kurii. Natomiast biegli z Krakowa w drobiazgowo wykazywali, iż charakterystyczny sposób wysławiania się przez oskarżonego oraz specyficzne cechy jego głosu jednoznacznie wykluczają, by w grudniu 1997 r. dzwonił on do kurii z groźbami i żądaniem okupu. W sprawie przesłuchano też 14 świadków. Wyrok nie jest prawomocny, jednak żadna ze stron nie zamierza wnosić apelacji. Marian Lech był sądzony jeszcze z Kodeksu karnego z 1969 r., który za groźbę zamachu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przewidywał 10 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna ani w śledztwie, ani w żadnym z procesów nie przyznawał się do winy. Sprawa negatywnie wpłynęła na jego życie osobiste. Po wyjściu z więzienia podupadł na zdrowiu, stracił też prawo wykonywania zawodu taskówkarza, który bardzo lubił. Obecnie żyje ze skromnej emerytury.