Szczeciński przegubowy Solaris to jedyny taki autobus w Polsce. Zamontowany w nim system przypomina te, które można spotkać w luksusowych autach. Kamera za przednią szybą skanuje jezdnię przez autobusem. - Urządzenie potrafi czytać znaki drogowe z ograniczeniem prędkości, reaguje, gdy auto najeżdża na linię, gdy niebezpiecznie zbliża się do innego samochodu lub gdy przed maskę wyjdzie pieszy - wylicza prezes Szczecińskiego Przedsiębiorstwa Autobusowego "Dąbie" Włodzimierz Sołtysiak. Jednak kierowcy, którzy jeżdżą wyjątkowym Solarisem, narzekają. Przede wszystkim na dźwięk, który urządzenie emituje w sytuacji zagrożenia. Był tak głośny i przeraźliwy, że nieznany sprawca zakleił głośnik taśmą izolacyjną. Zwłaszcza, że "trzecie oko" odzywa się wtedy, kiedy nie powinno. - Piszczy, że mam człowieka przed maską, gdy podjeżdżam na przystanek. Nie wiedzieć czemu wychwytuje ludzi stojących na peronie - mówi jeden z kierowców. Dziury traktuje jak najechanie na linie. Mam go dość - dodaje. Prezes Sołtysiak przyznaje, że urządzeniu zdarza się zawodzić. - Kierowca zgłaszał mi przypadek, gdy urządzenie zinterpretowało znak zabraniający wjazdu na most pojazdom ważącym więcej niż 30 ton, jako ograniczenie prędkości i wyło - wyjaśnia. Dodaje natomiast, że nie zgadza się z zarzutami kierowców, że ostrzegawczy dźwięk jest drażniący. - Ten sprzęt ma ostrzegać. Trudno, żeby urządzenie grało kołysanki - podkreśla. Przed kierowcami jeszcze pół roku testowania "trzeciego oka". Decyzja, czy będą w nie wyposażane wszystkie nowe autobusy jeszcze nie zapadła. Kierowcy liczą na to, że nigdy nie zapadnie. - To urządzenie może by się nadawało do autokarów kursujących na długich trasach. W mieście myli się zbyt często - mówi jeden z nich. Prezes się waha. Zaznacza, że zanim zainwestuje w "trzecie oko", trzeba będzie wprowadzić szereg poprawek. Jedno urządzenie kosztuje około 30 tys. złotych. Aneta Łuczkowska