"Sąd uwzględnił wniosek prokuratora i przedłużył okres tymczasowego aresztowania na dalsze trzy miesiące (...) wobec Miłosza S., osoby, która prowadziła tzw. escape room w Koszalinie, gdzie doszło do tragedii" - powiedział we wtorek po zakończeniu niejawnego posiedzenia sądu rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie Sławomir Przykucki. Dodał, że "pozostaje jeszcze dużo dowodów do przeprowadzenia w przedmiotowej sprawie", która - jak zaznaczył - jest "bardzo obszerna, wielowątkowa". Uzupełniana będzie m.in. opinia psychiatryczna oraz ta wydana przez biegłych z zakresu pożarnictwa. "Biorąc pod uwagę obszerność materiału dowodowego i całokształt okoliczności tej sprawy, sąd uznał, że zasadnym będzie, by podejrzany w tej sprawie dalej przebywał w areszcie tymczasowym" - powiedział Przykucki. Obrona Miłosza S.: To typowy areszt na zmęczenie 28-letni Miłosz S. jest podejrzany o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt, które 4 stycznia 2019 r. zginęły w pożarze. Czyn ten jest zagrożony karą do ośmiu lat więzienia. Miłosz S. zarzuty usłyszał 6 stycznia, następnego dnia decyzją Sądu Rejonowego w Koszalinie został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Areszt wobec Miłosza S. decyzją sądu przedłużono. Obrona do tej pory nie skarżyła postanowień sądu. Po wydaniu pierwszego jeden z obrońców Miłosza S. mec. Wiesław Breliński mówił, że obrona chce, by postępowanie toczyło się "w sposób wartki", by kwestię dotyczącą postępowania dowodowego zamknąć "w możliwie jak najszybszym terminie". Na drugie postanowienie obrońcy nie złożyli zażalenia "na wyraźne polecenie klienta". "W tym momencie uważamy, że czas najwyższy oddać ocenę sądu pierwszej instancji ocenie sądu drugiej instancji. Uważamy, że ten okres, w jakim nasz klient pozostaje w warunkach aresztu tymczasowego jest okresem nieprzystającym do wagi sprawy i okoliczności, które są przypisane jemu bezpośrednio" - poinformował we wtorek po wyjściu z sali rozpraw mec. Breliński. Dodał, że mija sześć miesięcy odkąd Miłosz S. jest w areszcie tymczasowym. Prokuratura dotąd nie prowadziła z nim "żadnych czynności", nie było "żadnych przesłuchań". Zdaniem obrony "jest to typowy areszt na zmęczenie". W ocenie obrony prokuratura poszła w tej sprawie za szeroko, "załatwia problem escape roomów w całej Polsce i na świecie". Mec. Breliński zaznaczył przy tym, że prokuratura dysponuje już wszystkimi istotnymi opiniami w tej sprawie i one "nie wskazują na zawinienie po stronie naszego klienta". "To kwestia ogólnie funkcjonowania tego typu działalności gospodarczej, która jest tak uregulowana, jak jest, czyli beznadziejnie" - powiedział Breliński. Podkreślił, że obrona nie zapomina o tragedii, jaka dotknęła osoby pokrzywdzone. Zaznaczył przy tym, że jednak "trzeba umieć postawić granice i rozdzielić odpowiedzialność karną w stosunku do osób, które doprowadziły do tej sytuacji, które bezpośrednio spowodowały to zdarzenie". W jego ocenie przesłanka, by Miłosz S. przebywał w areszcie jest "w sercach osób pokrzywdzonych, w ich umysłach". Breliński dodał, że Miłosz S. jest "w beznadziejnym stanie psychicznym". Działalność Miłosza S. Według ustaleń prokuratury to 28-letni Miłosz S., mieszkaniec Poznania, faktycznie organizował i prowadził escape room w Koszalinie, choć działalność gospodarcza zarejestrowana była na jego babcię. Zajmował się zawodowo obsługą tego typu pokoi zagadek. 25-letni Radosław D., pracownik escape roomu, który został poparzony w pożarze, przesłuchany w charakterze świadka podczas pobytu w szpitalu w Gryficach 6 stycznia zeznał, że to Miłosz S. go zatrudnił, powiedział, co będzie należało do jego obowiązków i jakiego rodzaju pokoje zagadek są w obiekcie. W grudniu 2018 r. zaczął pracę. 14 lutego z udziałem pracownika escape roomu przeprowadzona została wizja lokalna w miejscu tragedii. Uczestniczyli w niej również strażacy, biorący udział w akcji ratowniczo-gaśniczej, rodzice zmarłych dziewcząt, ich pełnomocnicy prawni oraz obrona podejrzanego. Do tragedii doszło 4 stycznia Do tragicznego pożaru w escape roomie "To Nie Pokój" w Koszalinie przy ul. Piłsudskiego 88 doszło 4 stycznia po godz. 17. Zginęło pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic jednej klasy, trzeciej "d" Gimnazjum nr 9, obecnie SP nr 18. Według wstępnych ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się gaz z butli gazowej (butle zasilały w paliwo piecyki w budynku). Ogień miał uniemożliwić 25-letniemu pracownikowi escape roomu dotarcie do nastolatek. Mężczyzna został poparzony, nie otworzył dziewczętom drzwi. One same mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla. Pogrzeb ofiar pożaru odbył się 10 stycznia. Dziewczęta spoczęły obok siebie na koszalińskim cmentarzu komunalnym.