Życie pani Kamili ze Szczecina legło w gruzach w przeciągu kilku tygodni. Umarł jej ojciec, matka zachorowała na raka, a sama pani Kamila straciła pracę. Jedynym dochodem rodziny była skromna emerytura matki, a koszty były ogromne, gdyż w rodzinie była jeszcze dwójka dzieci. Niestety, domowy budżet się nie dopinał - po wykupieniu jedzenia i leków brakowało na regulowanie czynszu w spółdzielni mieszkaniowej. - W takiej sytuacji świat się wali człowiekowi na głowę, człowiek znajduje się w takiej matni, że już nie wie co ma zrobić. Przychodzą myśli, że nic go już w życiu nie czeka, po przecież nie wiadomo co się stanie jutro, a nie ma znikąd pomocy - mówi Kamila Urbańska. Spirala długów Rodzina wpadła w spiralę długów. Zaległość wobec spółdzielni rosła w zastraszającym tempie. Mimo wielu prób regulowania należności nigdy nie udawało się wyjść na prostą. W końcu sytuacja zrobiła się dramatyczna - spółdzielnia zdecydowała się oddać sprawę do komornika i zażądała licytacji mieszkania. - Ja pani Kamili nawet nie widziałem na oczy, ona mnie nie interesuje. Ja nie jestem od zastanawiania się nad losem ludzi, tylko muszę pilnować majątku spółdzielni. Ta pani dla mnie jest tylko dłużnikiem - mówi Wiesław Biczak, prezes Szczecińskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Nowy nabywca Podczas licytacji komorniczej zainteresowani zostali poinformowani, że w lokalu wciąż mieszka rodzina oczekująca na lokal socjalny i do momentu przyznania nowego mieszkania będą mieli prawo tam przebywać. Wielu chętnych zrezygnowało wtedy z zakupu. Ostatecznie jednak mieszkanie znalazło nowego nabywcę. - Nowy nabywca jest biznesmenem, ma kilka mieszkań, kamienicę w centrum miasta. On doskonale wiedział, z czym się wiąże zakup tego mieszkania, miał świadomość, że jeszcze trochę zajmie, zanim będzie mógł z tego lokalu korzystać - tłumaczy pani Kamila. "Byłam przerażona" Nowy właściciel postanowił jednak nie czekać i próbował siłowo wyrzucić rodzinę z lokalu. Nie liczył się dla niego fakt, że w mieszkaniu żyje niepełnosprawna staruszka i dwójka dzieci. Nachodził rodzinę w środku nocy, walił do drzwi, groził sprowadzeniem do mieszkania bezdomnego. Skierował nawet do sądu rodzinnego donos, że dzieci pani Kamili są zagrożone bezdomnością i trzeba je umieścić w domu dziecka. Gdy to nie poskutkowało, zdecydował się zaatakować panią Kamilę. Rozwiercił zamki w mieszkaniu i chciał siłowo wejść do środka. - Ja byłam przerażona. Nagle przy drzwiach usłyszałam wiertarkę. To wzięłam kulę i podreptałam, a tam facet wykrzykuje, że on tu ma prawo wejść i wiercić, bo to jego mieszkanie. Nigdy w życiu nie czułam takiego strachu i upokorzenia - tłumaczy Maria Urbańska, matka pani Kamili. Za mało mieszkań socjalnych Rodzinie wyrokiem sądu został przyznany lokal socjalny. Mimo że decyzja zapadła kilka lat temu, urzędnicy wciąż nie zaproponowali jej żadnego mieszkania. Tłumaczą, że w zasobach gminy nie ma odpowiedniej liczby mieszkań socjalnych. - Każdy taki wyrok trafia do nas, za każdym razem to gmina musi zapewnić lokal socjalny. Proszę sobie wyobrazić, że rocznie takich wyroków jest ponad 200, a my w zasobach mamy może 50 mieszkań - mówi Tomasz Klek z Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych w Szczecinie. Nowy nabywca w tej sytuacji mógłby pozwać gminę do sądu i otrzymać odszkodowanie za to, że z jej winy nie może korzystać ze swojego lokalu. Woli jednak próbować nielegalnie wyrzucić lokatorów z mieszkania.