Stoczniowcy na krótko zablokowali jedno z największych rond w mieście, Plac Żołnierza. Potem poszli w kierunku kolejnego ważnego skrzyżowania. W przeciwieństwie do wczorajszego "Marszu milczenia", stoczniowcy byli dzisiaj bardzo głośni - używali trąbek i gwizdków. Wznosili okrzyki "Złodzieje!", "Stocznia nasza, a nie wasza!", "Chcemy chleba!". Nie mieli ze sobą transparentów, jedynie biało-czerwone flagi. Stoczniowcy przed Zakładami Odzieżowymi "Odra" nawoływali ich pracowników: "Chodźcie z nami". Zakłady te również przeżywają kłopoty finansowe i część pracowników przebywała na przymusowych urlopach. Najgłośniej stoczniowcy skandowali przed gmachem Banku PKO BP, który jest liderem konsorcjum banków wierzycieli Stoczni. Tłum robotników eskortowany był przez policję. Plac Żołnierza to newralgiczne miejsce w Szczecinie. Stamtąd wyjeżdża się z miasta i wjeżdża się do niego. Policja kieruje ruchem w centrum miasta. Rzecznik komitetu protestacyjnego Jerzy Możdżyński powiedział dziennikarzom, że do tej pory stoczniowcy nie otrzymali konkretnych informacji, kiedy zostaną im wypłacone zaległe pensje ani kiedy będą mogli wrócić do pracy. Według rzecznika, ze stoczniowcami rozmawiał prezes zarządu Stoczni Szczecińskiej Zbigniew Karkota, ale "nie miał nic do powiedzenia". Stoczniowcy protestują, ponieważ nie wiedzą kiedy zostanie wznowionia produkcja. Nie znają także liczby osób, które znajdą pracę w spółce, która powstanie na bazie upadłej stoczni. Procedura upadłościowa stoczni komplikuje sie jednak. Sąd w Szczecinie uznał, że wniosek zarządu zakładu o ogłoszenie upadłości nie spełnia wymogów formalnych i musi zostać uzupełniony. We wniosku zabrakło kompletnej listy wierzycieli. Nie wiadomo też, kto jest uprawniony do reprezentowania firmy po zmianach zarządu.