Panowie, poza pensją oraz dochodami z prywatnej praktyki, dorabiają na boku, "pomagając" w załatwieniu renty. W zamian żądają od 3 do nawet 5 tys. zł. Lekarze nie ogłaszają się w prasie, cały proceder odbywa się na zasadzie "poczty pantoflowej". Tak też dotarł do nich pan Jacek, który umówił się na wizytę u neurologa B. - Powiedziałem mu, że chciałem sobie załatwić rentę. Doktor powiedział mi, w czym rzecz, jak to wszystko wygląda, ile to trwa, do kogo mam się zgłosić, a później z powrotem do niego zgłosić się ze zdjęciami - mówi mężczyzna, pragnący zachować anonimowość. Wspólnikiem B. jest W., technik radiolog. To do niego pan Jacek został skierowany na dalsze "badania": - Powiedział mi np. że zdjęcie kosztuje 350 zł. Zgodziłem się - mówi pan Jacek. Po przygotowaniu sfałszowanej dokumentacji, decyzją o przyznaniu renty zajmuje się ponownie lekarz B. Posłuchaj relacji naszego reportera Jerzego Korczyńskiego: Jak ustalił reporter RMF, doktor Jerzy B. przez wiele lat pracował w szczecińskich szpitalach i pogotowiu ratunkowym, teraz prowadzi prywatny gabinet neurologiczny. Jego wspólnik na stałe zatrudniony jest w jednej ze szczecińskich klinik.