- Tak ręce składał w zapewnieniach. Już strażakom kazałem podprowadzić wóz z drabiną, by go do nieba wysunęli. Nie zostaniecie sami - mówił. Na szpitalnej siedzieliśmy; wspólna toaleta i małe klitki, za które dwa razy tyle płacić musiałam. Pięć rodzin, jeden prysznic. Na wsi w oborze było lepiej - mówili reporterowi RMF rozgoryczeni szczecinianie. Mieszkańcy zniszczonej kamienicy za swoje lokale płacili miesięcznie około 200 złotych. Dzięki prezydenckiej pomocy, za mieszkania zastępcze musieli płacić nawet i po 500 zł. Prezydent Szczecina, zapewne zajęty kampanią wyborczą do samorządu, nie znalazł czasu dla RMF. Jego rzeczniczka Ewa Juchniewicz twierdzi, że jej szef wywiązał się z obietnic, bo mieszkańcy dostali zapomogi, a miasto pomogło w przeprowadzce. Jej zdaniem miasto nie miało do dyspozycji innych lokali niż te, które dostali poszkodowani. - Dostali mieszkania rotacyjne, w których przetrwali te kilka miesięcy - twierdzi rzecznik. Dodaje, że koszty poniesione przez lokatorów były większe, bo mieszkania te trzeba odświeżać. - Te koszty muszą spaść na ludzi, którzy je w dawnym momencie użytkują - uważa Juchniewicz.