W niedzielne popołudnie dwaj policjanci zatrzymali Mitsubishi do rutynowej kontroli i jak twierdzą - kierowca był pijany. Zaproponowali więc winnemu jako łapówkę tysiąc złotych i... telefon komórkowy. Mężczyzna nie miał przy sobie pieniędzy, więc łapówka została obniżona do 500 złotych, ale policjanci telefonu "nie odpuścili". Ponieważ kierowca nie mieszkał daleko od miejsca zatrzymania, przedstawiciele prawa przystali, by po pieniądze mężczyzna pojechał do domu. I wtedy kierowca złożył na funkcjonariuszy doniesienie do Komendy Wojewódzkiej. Lecz to nie koniec całej historii. Jednemu z policjantów prokurator dodatkowo zarzuca nakłanianie mężczyzny do odwołania doniesienia, a dwóm innym również z prewencji pomoc w wybrnięciu łapówkarzy z całej sytuacji. Choć sąd nie podjął jeszcze decyzji o tymczasowym aresztowaniu funkcjonariuszy, wiadomo już dzisiaj, że cała czwórka pożegna się z pracą w policji. Zatrzymany kierowca odpowie tylko za prowadzenie pojazdu bez prawa jazdy, bowiem nie ma dowodów na to, że był nietrzeźwy.