Rodziny ofiar, przedstawiciele Euroafriki - armatora promu - oraz środowisk związanych z gospodarką morską Szczecina oddali hołd wszystkim, którzy zginęli w katastrofie promu. Na cmentarzu przed pomnikiem "Tym, którzy nie powrócili z morza" złożono kwiaty, wieńce, zapalono znicze i świece. Odczytano też Apel pamięci ofiar. Ceremonię, którą odprawiono w asyście Kompanii Honorowej Akademii Morskiej w Szczecinie i z towarzyszeniem pocztów sztandarowych uczelni oraz Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich, poprowadził przewodniczący szczecińskiego Klubu Kapitanów Żeglugi Wielkiej kapitan senior Wiktor Czapp. Niezależnie od miejsca tragedii i jej obszaru - morza czy oceanu - niezależnie od rodzaju statku i zajmowanego stanowiska, w tym symbolicznym pomniku zawarliśmy nazwiska i naszą pamięć o tych, którzy wypełniając swoje codzienne obowiązki zawodowe oddali swe życie na morskich posterunkach pracy - mówił. W sobotę w Świnoujściu pod tablicą "Tym, którzy nie powrócili z morza" na Placu Rybaka, przedstawiciele władz miasta, służb mundurowych i środowisk morskich złożą wiązanki kwiatów. Zwyczajem lat ubiegłych, załogi promów pływających do Szwecji zrzucą w miejscu katastrofy okolicznościowe wieńce. Zatonięcie promu kolejowo-samochodowego "Jan Heweliusz" jest uznawane za największą z katastrof polskich statków w czasie pokoju. Zginęło w niej 55 osób: 35 pasażerów, w tym dwoje dzieci, i 20 członków załogi. Zginęli obywatele Polski, Austrii, Węgier, Szwecji, Czech i Norwegii. Przeżyło dziewięć osób. W nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku "Jan Heweliusz" wypłynął w rejs ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad. Panowały ekstremalne warunki atmosferyczne - sztorm miał wówczas moc huraganu, wiatr osiągał w porywach prędkość 160 km/h, a wysokość fal sięgała pięciu metrów. Około godziny 5.30 w odległości 20 mil morskich od wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia prom zatonął. Jego wrak spoczywa na głębokości 25 metrów pod powierzchnią morza. Jest często odwiedzany przez nurków. Izby Morskie: szczecińska, gdyńska i odwoławcza w Gdyni przez 6 lat zajmowały się badaniem przyczyn wypadku. Ostatecznie Odwoławcza Izba Morska w Gdańsku uznała, że prom nie nadawał się do żeglugi, a odpowiedzialnym za to był jego szczeciński armator, spółka Euroafrica i właściciel statku, który dopuścił go do eksploatacji wiedząc o jego wadach konstrukcyjnych. Współwinnym tragedii uznano także Polski Rejestr Statków i Urząd Morski w Szczecinie oraz zmarłego w katastrofie dowódcę jednostki, który zdecydował się wyjść w morze mimo ekstremalnych warunków pogodowych. Sprawa została skierowana do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który w 2005 r. przyznał odszkodowania po 4,6 tys. euro za straty moralne jedenaściorgu krewnym i członkom rodzin ofiar katastrofy. Według Trybunału, Izby Morskie w Szczecinie i Gdyni nie rozpatrzyły sprawy zatonięcia promu w sposób bezstronny. Zdaniem Trybunału pogwałcona została jedna z zasad Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (ten sam sędzia prowadził postępowanie śledcze, a następnie orzekał jako przewodniczący składu).