W lipcu 2000 roku 33-letnia wówczas Anita Panek zażyła dużą ilość tabletek leku przeciwdepresyjnego. Jej matka zawiadomiła pogotowie. Anitę odwieziono do szpitala. Po godzinie matka w rozmowie telefonicznej z jednym z lekarzy usłyszała, że córka jest po płukaniu żołądka i czuje się już lepiej. Po kilku godzinach telefon jednak znów zadzwonił i w słuchawce pani Iwona Panek usłyszała, że córka zmarła. Pani Iwona jest przekonana, że jej córka została zamordowana. Prokurator mówi, że wszystkie dane wskazują na to, że lekarze nie popełnili żadnego błędu. To nie przekonuje matki, tym bardziej, że - jak mówi - od dwóch lat jest zastraszana. Rozgłasza sprawę, bo boi się o życie swoje i wnuczki.