Handlowiec zbił cenę na dwa tysiące złotych, myśląc jednocześnie, że opłata jest jednorazowa. Później okazało się, że takie pieniądze ma płacić co miesiąc. Dla lodziarza oznaczało to bankructwo. W pierwszym miesiącu, po rozmowie z panią wicedyrektor, jednak zapłacił, bo ta zagroziła mu, że jeśli tego nie zrobi, to szybko zakończy się jego działalność na terenie hipermarketu, któremu w końcu prawie szefowała. Kobieta kilkukrotnie przypomniała mężczyźnie o płaceniu haraczu. Właściciel lodziarni nie wytrzymał. Przyniósł z domu dyktafon i kiedy wicedyrektor sklepu przyszła ponownie po pieniądze - ten włączył przycisk nagrywania. Mając już niezbity dowód w postaci taśmy, zgłosił się na policję. - W tej chwili akta sprawy prokuratura przesłała na policję. Poleciła też postawić zarzut zmuszania do określonego zachowania. Za to przestępstwo grozi 3 lata więzienia - twierdzi prokurator Anna Gawłowska - Rynkiewicz. Jej zdaniem to pierwsza tego typu sprawa w województwie. Dyrektor szczecińskiej filii Reala jest dzisiaj nieuchwytny, a warszawska centrala firmy dowiedziała się o całej sprawie od reportera radia RMF.