Ma to być odstrzał watah, które grasują w otulinie Wolińskiego Parku Narodowego oraz Naturpark Insel Usedom. Ich populację szacuje się na ok. 300 osobników. - To nie są dziki udomowione przez mieszkańców i przede wszystkim turystów. To są dzikie zwierzęta, które bardzo często podchodzą pod ogrody działkowe, mogąc stworzyć niebezpieczeństwo dla mienia oraz zdrowia ludzi. Istnieje również potencjalne zagrożenie, że podchodząc coraz bliżej do środowisk ludzkich, także i one w końcu zadomowią się w centrum miasta, na promenadzie czy parku zdrojowym. Takie polowania są prowadzone co roku, stanowiąc formę regulacji populacji tych zwierząt w regionie - tłumaczy rzecznik prezydenta Świnoujścia Robert Karelus. Władze lokalne usuwają dziki także innymi metodami. W sierpniu pracownicy komunalni Świnoujścia odłowili dwanaście zwierząt, czyli połowę watahy, która wałęsała się po mieście. Zwierzęta trafiły najpierw do Ośrodka Hodowli Zwierząt w Miastku na Pomorzu, a stamtąd zostały wypuszczone do lasu. Głównym problemem było to, że dziki, które jeszcze znajdowały pokarm przy otwartych sezonowo punktach gastronomicznych i były dokarmiane przez turystów, nie łakomiły się na karmę leżącą w odłowniach. Miasto od lat boryka się z problemem dzików. Zwierzęta zadomowiły się w mieście; żerują w miejscowym Parku Zdrojowym, a nawet na nadmorskiej promenadzie, gdzie mają łatwy dostęp do resztek pożywienia z punktów gastronomicznych. Zdarzało się, że turyści traktowali warchlaki jak maskotki, fotografując się z nimi czy wręcz głaszcząc. Miasto próbowało już walczyć ze zwierzętami opryskując drzewa preparatami odstraszającymi, wysypując specjalną karmę, która powoduje u dzików zgagę, czy sypaniem "ścieżek" z dziczych przysmaków, wyprowadzającymi zwierzęta do lasu - wszystkie metody okazały się nieskuteczne.