Do protestujących nie wyszedł ani wojewoda, ani jego zastępca. - Przyszli tutaj ci, którzy akurat mogą. Nie chcemy przerywać pracy w nowej stoczni - powiedział dziennikarzom przewodniczący komitetu protestacyjnego Janusz Gajek. - To jest ruch tylko części zdesperowanej załogi. W poniedziałek może być dużo gorzej - dodał rzecznik komitetu Roman Pniewski. Wcześniej ponad 100 stoczniowców przeszło ulicami centrum miasta, eskortowała ich niemal taka sami liczba policjantów. Podczas wiecu na stoczniowej rampie, w którym brało udział kilka tysięcy pracowników upadłej Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA, zapadła decyzja o zorganizowaniu przemarszu ulicami miasta pod Urząd Wojewódzki. W czerwcu tego roku Ministerstwo Skarbu Państwa przekazało Stoczni 8,5 mln zł. Pieniądze zostały wypłacone jako zaliczka na czerwcowe pobory. Każdy stoczniowiec otrzymał ok. 1100 zł. Jednak pieniądze te zostały zaksięgowane jako pożyczka, a nie zaliczka. W związku z tym stoczniowcy z trzeciej transzy pieniędzy, które mają im zostać niebawem wypłacone z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, mają mieć tę kwotę potrąconą. Na rękę dostaliby więc 100-300 zł. Stoczniowcy rozważali możliwość ogłoszenia strajku. Jednak prezes Stoczni Szczecińskiej Nowa Spółka z o.o., która powstaje na bazie jednej ze spółek upadłego holdingu, Andrzej Stachura przypomniał, że zgodnie z jego deklaracjami w ciągu ostatnich pięciu dni do pracy w nowej firmie zostało przyjętych ponad 500 osób, a w poniedziałek przyjechać mają przedstawiciele armatora na rozmowy dotyczące budowy statków przez Stocznię Szczecińską Nowa. Przedstawiciele komitetu protestacyjnego pracowników Stoczni Szczecińskiej SA chcieli na wiecu otrzymać gwarancje, że prezes Stachura nie wyciągnie konsekwencji wobec pracowników nowej stoczni, jeżeli ci wezmą udział w przemarszu. - Mogą podjąć decyzję jaką chcą, ale te godziny będą traktowane jako niepłatne - powiedział Stachura.