W ubiegłym tygodniu ciało nurka wydobyła z wraku grupa płetwonurków, która szukała zaginionego na prośbę rodziny. Wynajęto w tym celu niemiecki statek. Cetner powiedział, że sekcja zwłok zostanie przeprowadzona w Zakładzie Medycyny Sądowej Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie. Jej termin nie jest jeszcze znany. - Być może w środę ciało będzie już przewiezione do Szczecina. Przedtem gromadzono dokumenty pozwalające na przewóz zwłok do Polski - wyjaśnił prokurator. Dodał, że przypuszczalnie w ciągu paru dni zostanie wyznaczony termin sekcji. Po jej przeprowadzeniu prokuratura otrzyma protokół z PAM. Do wypadku doszło w sobotę 19 września wczesnym popołudniem. Po nurkowaniu do wraku, który spoczywa na dnie morza na niemieckich wodach terytorialnych, jeden z płetwonurków nie wynurzył się na powierzchnię. Jego poszukiwania nie przyniosły rezultatu. W wyprawie, którą zorganizowało Centrum Nurkowania ze Świnoujścia, brało udział 10 nurków z Klubu Sportów Podwodnych "Barakuda" w Stargardzie Szczecińskim. Dochodzenie "w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo lub utratę życia" prowadzi świnoujska policja pod nadzorem tamtejszej prokuratury. Po wypadku nie przeprowadzono akcji poszukiwawczej; nie podjęły się tego ani służby niemieckie, ani polskie ratownictwo, bo - jak wyjaśniano - po dwóch dniach zorganizowanie akcji było bezzasadne w sytuacji, kiedy nurka tuż po zaginięciu szukali ponad godzinę jego koledzy. Służby ratownictwa morskiego zostały o wypadku powiadomione dopiero w sobotę późnym wieczorem. Z przesłuchania uczestników wyprawy wynika, że dwaj nurkowie wbrew zakazowi wpłynęli do wnętrza wraku, choć mieli świadomość, że jest to niebezpieczne. Z wyjaśnień przesłuchanych osób wynika też, że każdorazowo przed zejściem pod wodę, nurkowie byli instruowani, co im wolno robić, a czego nie. Wszyscy uczestnicy wyprawy byli trzeźwi. Zaginiony 42-letni płetwonurek od sześciu lat uprawiał ten sport. Pochodził z okolic Stargardu Szczecińskiego. Wiadomo, że w chwili wypadku w butli miał zapas tlenu wystarczający jedynie na 10 minut przebywania pod wodą. Członkowie klubu "Barakuda" zapewniają, że akcję poszukiwawczą przeprowadzili zgodnie z procedurami - na wodzie i pod wodą. Obydwaj nurkowie, którzy zeszli pod wodę w parze, mieli uprawnienia do płetwonurkowania i wieloletnie doświadczenie. Prom "Jan Heweliusz" zatonął podczas sztormu 14 stycznia 1993 roku na Bałtyku, 20 mil morskich od wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia. Zginęło 55 osób. Wrak promu leży na głębokości około 30 metrów i jest często odwiedzany przez nurków. To jeden z najbardziej niebezpiecznych dla żeglugi wraków leżących na dnie Bałtyku.