Jedno z najmniejszych miast w Polce, kiedyś tętniące życiem dzięki ekonomicznym turystom korzystającym z wolnocłowych zakupów na promach, po wejściu do Unii Europejskiej wpadło w finansowy dołek. Z dość nieoczekiwaną pomocą przyszły miliony z Urzędu Morskiego, które wpłynęły na konto z tytułu podatku od gruntu pod dnem obszarów morskich, które leżą w granicach gminy. Przepisy, które to spowodowały, już zmieniono i więcej pieniędzy nie będzie, ale należny zaległy podatek może pomóc Nowemu Warpnu. Jednym z pomysłów burmistrza na rozwój są nowe latarnie. - W oświetlenie i zasilanie urządzeń wodnokanalizacyjnych inwestujemy z kilku powodów - wyjaśnia burmistrz Władysław Kiraga. - Po pierwsze jesteśmy dość daleko od miejsca, gdzie energię się produkuje i za przesył płacimy duże stawki. Po drugie, każdy mieszkaniec Nowego Warpna wie, jak często z takiego czy innego powodu dostaw jesteśmy pozbawiani dostaw prądu. Chcemy już teraz doprowadzić miasto do takiego stanu żeby - kiedy pieniądze z Urzędu Morskiego się skończą - bez większego kłopotu gospodarować już na własny rachunek ze zwykłych dochodów - dodaje Kiraga. Wiele inwestycji, w tym i modernizację oświetlenia i zasilania, można sfinansować z funduszy unijnych. Nowe Warpno wcześniej nie miało pieniędzy na wkład własny. Teraz ma i z tego korzysta. Jedna lampa zasilana mini siłownią hybrydową wiatrowo-słoneczną kosztuje około 15 tysięcy złotych, dzięki pieniądzom z unii miasto wyda tylko połowę. Za trzy tygodnie gotowa będzie analiza, która da odpowiedź na pytanie, ile takich lamp, wiatraków i baterii słonecznych trzeba postawić, aby osiągnąć zamierzony efekt. Potem pozostanie już tylko wybór wykonawcy. Inwestycja zwróci się najdalej za trzy lata - zapewnia Władysław Kiraga. Grzegorz Hatylak