Jeden z mieszkańców Lubczyny w woj. zachodniopomorskim nie mógł uwierzyć, gdy zobaczył, co się stało z jego samochodem. Właściciel auta zostawił go wcześniej kilkaset metrów od domu, ponieważ zabrakło mu paliwa. Gdy na drugi dzień przyszedł w to miejsce z benzyną w kanistrze, auto było dokładnie w tym samym miejscu, gdzie zaparkował go dzień wcześniej, tylko kilka metrów nad ziemią - wisiał na konarze drzewa przy polnej drodze. Po kilku dniach mężczyzna zdecydował się wdrapać na drzewo. Odepchnięty nogą samochód runął na dół. Teraz leży na dachu, a jego właściciel zastanawia się, co zrobić z autem. Jak tłumaczy, jeśli nie będzie nadawało się do jazdy - odda je na złom. Jeśli samochód uda się uruchomić - odetnie zniszczony dach i zrobi z niego kabriolet. Mieszkańcy mieli dość kurzu i hałasu? W Lubczynie, miejscowości turystycznej nad jeziorem Dąbie koło Goleniowa, mieszka blisko 600 osób. Drzewo, na którym zawisł samochód, rośnie przy polnej drodze na skraju wioski. Nikt nie widział, w jaki sposób udało się unieść kilka metrów nad ziemię ważącego prawie tonę forda. Nie byłoby to możliwe bez pomocy dźwigu. Więcej o powodach "zawieszenia" auta na gałęzi wiadomo, ale nieoficjalnie. Mieszkańcy Lubczyny podejrzewają, że jest to zemsta za to, w jaki sposób mężczyzna jeździł samochodem po okolicznych drogach. Lubczynianie wielokrotnie narzekali na białego forda, za którym unosiły się tumany kurzu. Dodatkowo jakiś czas temu w samochodzie urwał się tłumik. Kierowca się buntuje Właściciel auta przekonuje, że co prawda lubi szybką jazdę i często rozwijał swoim samochodem duże prędkości, ale zawsze z dala od domów. Dodaje, że wjeżdżając do wsi zwalniał. Podejrzewa, że samochód na drzewie zawiesiło kilku nieprzychylnych mu mieszkańców Lubczyny. Nie złożył na policji zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, ale potwierdza, że nie zmieni swoich przyzwyczajeń. Zobacz zdjęcia na stronie radia RMF FM. Kliknij!