Łuczak stanął przed sądem pozwany przez Wijasa za treść interpelacji, którą jako radny wojewódzki złożył jesienią 2005 roku na ręce ówczesnego marszałka Zygmunta Meyera. Chciał wiedzieć, czy działalność polityczna Jędrzeja Wijasa, radnego miejskiego SLD nie odbywa się kosztem pracy w Książnicy Pomorskiej (nadzór ma nad nią marszałek). W interpelacji napisał: "Czy udział w konferencjach prasowych organizacji przestępczej SLD w godzinach pracy odbywa się za wiedzą przełożonych?". Porównanie SLD do organizacji przestępczej oburzyło Jędrzeja Wijasa. Założył w sądzie sprawę karną. - Na skutej tej wypowiedzi odniosłem realną szkodę w mojej działalności publicznej - tłumaczy Wijas. Na pierwszej tzw. pojednawczej rozprawie do porozumienia nie doszło. Łuczak stwierdził wprawdzie, że jest gotów wydać oświadczenie, że Jędrzej Wijas przestępcą nie jest, ale z określenia SLD jako organizacji przestępczej wycofać się nie chce. To Wijasa oczywiście nie usatysfakcjonowało. Radny SLD domaga się bowiem nie tylko przeproszenia jego i SLD, ale także tego by Łuczak zrobił to w formie ogłoszeń we wszystkich szczecińskich gazetach i jednej ogólnopolskiej. Polityk PO miałby też wpłacić 10 tysięcy złotych na cel społeczny, a konkretnie Towarzystwo Przyjaciół Książnicy Pomorskiej. Sąd wyznaczy teraz mediatora, który będzie miał 45 dni na wypracowanie między politykami jakiegoś kompromisu. Jeśli mu się to nie uda proces będzie kontynuowany. Łuczak zapowiedział, że jest gotów udowodnić, że SLD jest organizacją przestępczą. Na świadków planuje wezwać Józefa Oleksego i Aleksadra Gudzowatego, bohaterów słynnej afery taśmowej, którzy dyskutowali o rzekomych łapówkach działaczy SLD. Z udowodnieniem swojej tezy może mieć kłopot. Nie udało się to samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu, któremu sąd apelacyjny za takie samo określenie SLD nakazał przeproszenie działaczy sojuszu (nie zrobił tego, złożył wniosek o kasację) - informuje gazeta.pl.