We wtorek, 17 kwietnia o godz. 6 rano do trzech akademików politechniki weszło 60 policjantów, funkcjonariuszy Straży Granicznej oraz przedstawiciele Związku Producentów Audio-Video. W czasie akcji szukano pirackich programów, filmów i plików muzycznych, jakimi mieli się wymieniać użytkownicy działającej legalnie studenckiej sieci informatycznej. Zabezpieczono 16 laptopów, stacjonarny komputer i 60 dysków twardych, na których - według policji - ma znajdować się 35 terabajtów nielegalnych danych, co stanowi równowartość 54 tys. płyt CD. Akcja odbyła się bez wiedzy prokuratury, która zażądała od policji wyjaśnień. - Po przeanalizowaniu pisma od komendanta miejskiego uznaliśmy, że policjanci działali zgodnie z prawem. Weszli na teren akademików mając uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa. Musieli działać szybko, żeby zabezpieczyć dowody. Efektem ich działań jest 30 wszczętych postępowań w sprawach o naruszenie praw autorskich - wyjaśnił Klimowicz. Na wyjaśnienia wciąż czeka rektor Politechniki Koszalińskiej, w ocenie którego przeszukanie bez prokuratorskiego nakazu i właściwego powiadomienia władz uczelni, naruszyło jej suwerenność i autonomię oraz doprowadziło do groźnego precedensu. - Służby państwowe mogą wkraczać na teren uczelni albo na wezwanie rektora, albo w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia ludzkiego lub klęski żywiołowej. Ja policji nie wzywałem, życie ludzkie nie było zagrożone, nie wystąpiła też sytuacja klęski żywiołowej - wyjaśniał rektor prof. Tomasz Krzyżyński.