Po tym, jak Miłosz S. źle się poczuł oraz za zgodą sądu opuścił salę rozpraw i zarządzono kilkuminutową przerwę, pojawiła się obawa, że składanie oświadczenia dokończy na kolejnej rozprawie, wyznaczonej na środę. - Nasz klient dwukrotnie zemdlał, w momencie gdy wychodziliśmy, siedział zwinięty w kłębek na podłodze, nie można z nim było nawiązać kontaktu - poinformował sąd adwokat Miłosza S. Wiesław Breliński. Miłosz S. nie przyznał się do popełnienia czynów, ale przed sądem wygłosił oświadczenie. - Chciałbym podkreślić, że tragedia, która się wydarzyła, jest tragedią, która w sposób oczywisty dotknęła rodziców (...), jest to też tragedia, która dotyka moją rodzinę - powiedział. Rozpoczynając oświadczenie, podkreślił, że do chwili obecnej nie składał żadnych wyjaśnień. Jednocześnie dodał, że po odczytanym oświadczeniu, nie będzie odpowiadał na pytania stron procesu. "Okoliczności, co do których chciałbym się wypowiedzieć, są w oświadczeniu i są kompletne" - zaznaczył oskarżony. Jak dodał, "brak mu słów na określenie, jak wielka przepełnia go żałość". Zaznaczył, że wydarzenie z 4 stycznia 2019 r. nigdy nie powinno mieć miejsca. - To miało być radością dla tych pięciu młodych dziewcząt, a stało się tragedią dla nas wszystkich. Wiele razy zastanawiałem się, jakbym miał zwrócić się do tych pozostających w żałobie, ale nie mogłem znaleźć słów, które z jednej strony byłyby prośbą o wybaczenie - zaznaczył oskarżony. Dodał, że z tą tragedią zostanie do końca życia. - Myśl o tym, co się stało będzie moją osobistą golgotą - ocenił. Tragedia na urodzinach. 40 tomów akt sprawy Proces czworga oskarżonych o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie "To Nie Pokój", do którego doszło 4 stycznia 2019 r. i o nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt, ruszył we wtorek. Stało się to po trzech latach od tragicznego pożaru w Koszalinie przy ul. Piłsudskiego, w którym zginęło pięć 15-letnich przyjaciółek, uczennic kl. III D Gimnazjum nr 9, świętujących w pokoju zagadek urodziny jednej z nich. Akta sprawy liczą 40 tomów. Koszalińska Prokuratura Okręgowa, która prowadziła śledztwo, w akcie oskarżenia zawarła wniosek o przesłuchanie przez sąd blisko 130 świadków. Wtorkowy termin rozprawy jest jednym z 14 wyznaczonych do 17 marca 2022 r. przez sąd. Ze względu na duże zainteresowanie mediów procesem, przedstawiciele redakcji, którzy nie uzyskali kart wstępu na salę rozpraw, 14 grudnia będą mogli śledzić jego przebieg w innej sali. Akt oskarżenia skierowany do sądu 30 kwietnia 2021 r. obejmuje cztery osoby: organizatora escape roomu, wynajmującego lokal 30-letniego Miłosza S. z Poznania, jego babcię Małgorzatę W., która rejestrowała działalność, jego matkę Beatę W., która współprowadziła działalność oraz 27-letniego Radosława D., pracownika escape roomu, zatrudnionego kilka tygodni przed pożarem. Zarzuty dla oskarżonych. Prokurator wylicza nieprawidłowości Oskarżeni przed sądem będą odpowiadać z wolnej stopy. Miłosz S. w areszcie przebywał od 7 stycznia 2019 r. do 10 listopada 2020 r. Ten środek zapobiegawczy był też stosowany wobec Radosława D. od 19 października 2019 r. przez rok. Małgorzata W. i Beata W. nie były tymczasowo aresztowane. Jak informował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski, oskarżeni mają przedstawione tożsame zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt. Grozi im do 8 lat więzienia. - W akcie oskarżenia wyraźnie wskazuje się, że nie poinformowano Urzędu Miejskiego w Koszalinie, że budynek ten całkowicie zmienia swoje przeznaczenie (stał się obiektem użyteczności publicznej - red.). Nie poinformowano służb, które zajmują się badaniem stanu bezpieczeństwa w tego typu obiektach. Ponadto w obiekcie tym nie stworzono żadnych dróg ewakuacji, nagromadzono materiały łatwopalne, które były głównie w poczekalni obiektu, ale także w poszczególnych pokojach zagadek. Co gorsze zdecydowano się na to, aby jedynym źródłem ogrzewania budynku stały się przenośne piecyki gazowe zasilane z butli - mówił 30 kwietnia br. prok. Gąsiorowski. Radosław D. przekonywał, że chciał "opanować sytuację" Natomiast Radosław D., który był w pracy, gdy doszło do tragedii, zgodnie z ustaleniami prokuratury, "nie zrobił niczego, co leżało w jego możliwościach, aby uratować zmarłe pokrzywdzone". - Nie próbował w ogóle stłumić ognia, użyć gaśnic, które były w tym obiekcie, nie wzywał praktycznie rzecz biorąc pomocy ze strony służb, głównie straży pożarnej - zaznaczył prok. Gąsiorowski. Ustalenia prokuratury wskazywały, że mężczyzna mógł na moment wyjść z budynku i pożar odciął mu drogę do pokrzywdzonych dziewcząt, zamkniętych w pokoju zagadek. Poparzenia, których doznał nie zagrażały jego życiu i mężczyzna po krótkim pobycie opuścił szpital w Gryficach. Jego wersja przedstawiana, gdy był słuchany jeszcze w charakterze świadka, o tym, że próbował opanować sytuację, jak tylko zauważył, że z butli ulatnia się gaz, nie znalazła potwierdzenia w zebranych materiałach dowodowych, w tym w opiniach biegłych z zakresu medycyny. Miłosz S., Małgorzata W. i Beata W. nie przyznali się w toku śledztwa do stawianych zarzutów. Zgodnie z przysługującym im prawem odmówili składania wyjaśnień i odpowiadania na pytania. Wyjaśnienia składał Radosław D., który także nie przyznał się do zarzucanych czynów, twierdząc, że "chciał uczynić wszystko, aby uratować pokrzywdzone". Nastolatki zatruły się tlenkiem węgla W odrębnym postępowaniu prokuratura badała wątek prawidłowości działania escape roomów z Kalisza i Poznania, których organizacją zajmował się oskarżony Miłosz S., i które po tragedii w Koszalinie zostały skontrolowane pod względem przestrzegania zasad bezpieczeństwa. Postępowanie zostało umorzone. Z akt śledztwa wyłączono także do odrębnego postępowania materiały dotyczące wątku pracy służb prowadzących działania gaśnicze i ratownicze w miejscu zdarzenia. Rodzice pokrzywdzonych zmarłych dziewcząt i ich pełnomocnicy złożyli stosowne wnioski dowodowe, w których domagali się, aby uzyskane przez prokuraturę opinie biegłych były pogłębione, aby wydana została opinia interdyscyplinarna. Prokuratura do tych wniosków się przychyliła. Według ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru w escape roomie "To Nie Pokój", który wybuchł w pomieszczeniu sąsiadującym z pokojem zagadek z nastolatkami w środku, był ulatniający się gaz z butli zasilających piecyki w budynku. Pracownik lokalu nie otworzył dziewczętom drzwi. One same mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Jedyne okno w pokoju, w którym były dziewczęta, od wewnątrz było zabite deskami, od zewnątrz było okratowane. Pomieszczenie miało nieco ponad 7 m kw. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla. Prezydent Koszalina 6 stycznia 2019 r. ogłosił dniem żałoby w mieście. Ulicami miasta nie przeszedł orszak Trzech Króli. Pogrzeb ofiar pożaru odbył się 10 stycznia 2019 r. Dziewczęta spoczęły obok siebie na koszalińskim cmentarzu komunalnym. Żałoba i kontrole po pożarze w escape roomie Po tragedii w Koszalinie ówczesny szef MSWiA Joachim Brudziński podpisał nowelę rozporządzenia ws. ochrony przeciwpożarowej dotyczącą m.in. escape roomów. Rozpoczęły się także kontrole tych obiektów. 8 lutego 2019 r. Brudziński na odprawie dotyczącej wdrożenia znowelizowanego prawa poinformował, że od 5 stycznia do 7 lutego straż pożarna skontrolowała 520 takich obiektów. Stwierdzono prawie 2 tys. uchybień, wydano 102 decyzje o zakazie eksploatacji lokali oraz 63 decyzje administracyjne w sprawie usunięcia uchybień z zakresu ochrony przeciwpożarowej. Kwestie bezpieczeństwa przeciwpożarowego w escape roomach znalazły się także w znowelizowanym prawie budowlanym, które weszło w życie 19 września 2020 r. W "Dzienniku Gazecie Prawnej" podano 11 lipca 2019 r., że w styczniu działało w Polsce 1015 escape roomów, będących własnością 356 firm. Natomiast na początku lipca 2019 r. 188 przedsiębiorców prowadziło ich 565, z czego 159 było w trakcie modernizacji i nie wiadomo było, czy ich działalność zostanie wznowiona.