Reklama

Pożar escape roomu w Koszalinie. Miłosz S. usłyszał zarzut

Jest zarzut wobec Miłosza S. umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci osób, które zginęły w pożarze - poinformowała Prokuratura Okręgowa w Koszalinie. Oskarżony nie przyznaje się do winy.

W piątek po godz. 17.00 w tzw. "escape roomie" w Koszalinie doszło do pożaru, w którym zginęło pięć nastolatek, uczennic III klasy gimnazjum, które świętowały urodziny jednej z nich. Ciężko poparzony został natomiast 25-letni mężczyzna.

Escape room to gra, w ramach której grupa osób próbuje rozwiązać serię zagadek. Znalezienie poprawnych rozwiązań umożliwia opuszczenie danego pomieszczenia. Przyczyną tragicznego pożaru w Koszalinie był najprawdopodobniej ulatniający się z butli gaz. Pięć dziewczyn zatruło się tlenkiem węgla. Nie udało się ich uratować.

Reklama

Miłosz S. usłyszał zarzut

Zatrzymanemu 28-letniemu Miłoszowi S. w niedzielę wieczorem w Prokuraturze Okręgowej w Koszalinie postawiony został zarzut. "W  sposób umyślny doprowadził do tego, że stworzone zostało niebezpieczeństwo wybuchu pożaru w obiekcie, gdzie znajdował się escape room i w taki sposób, nieumyślnie już z kolei, doprowadził do śmierci osób, które zginęły w pożarze, jaki w tym budynku wybuchł w dniu 4 stycznia tego roku" - poinformował rzecznik prokuratury Ryszard Gąsiorowski.

Mężczyzna się nie przyznaje. "Jest zrozpaczony"

"Nasz klient jest zrozpaczony tym, co się stało. Do zarzutu nie przyznaje się. Nie złożył wyjaśnień z uwagi na to, że nie jest w stanie psychicznie znieść tego ciężaru, który na niego spadł" - poinformowali po wyjściu z budynku prokuratury obrońcy Miłosza S. Wiesław Breliński i Wojciech Janus.

Obrońcy powiedzieli, że Miłosz S. "nie był w stanie odnieść się do niczego, co jest podstawą do postawionego mu zarzutu". Dodali, że ich klient w treści protokołu złożył głębokie kondolencje dla rodzin ofiar. Powiedział jak bardzo jest mu przykro i jak bardzo nie chciał skutku, który nastąpił".

Miłosz S. jest wnukiem osoby, która zarejestrowała działalność gospodarczą i prowadziła escape room w Koszalinie przy ul. Piłsudskiego 88, w którym w piątek wybuch pożar i w wyniku zatrucia tlenkiem węgla zginęło pięć 15-latek.

Rzecznik prokuratury Ryszard Gąsiorowski poinformował, że jeszcze w niedzielę prokuratura złoży do Sądu Rejonowego w Koszalinie wniosek o zastosowanie trzymiesięcznego aresztu wobec podejrzanego.

Rzecznik prokuratury poinformował, że są podstawy, by twierdzić, "że podejrzany był osobą faktycznie wykonującą czynności w ramach działalności gospodarczej, którą zgłosiła do ewidencji jego najbliższa krewna i był osobą, która przygotowywała wyposażenie pomieszczeń w tych różnego rodzaju pokojach zagadek. I nie zwrócił uwagi na to, że nie ma tam właściwego ogrzewania tych obiektów, i że nie ma tam przede wszystkim dróg ewakuacyjnych, które w razie jakiegoś niebezpieczeństwa pozwalałaby uczestnikom opuszczać pomieszczenie rozrywki" - dodał Gąsiorowski.

Grozi do 8 lat wiezięnia

Poinformował, że za popełnienie zarzucanego czynu podejrzanemu grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności. Przekazał, że jeszcze w niedzielę prokuratura złoży do Sądu Rejonowego w Koszalinie wniosek o zastosowanie trzymiesięcznego aresztu wobec podejrzanego.

Wyjaśnił, że rozpoczęcie przesłuchania Miłosza S. planowane ok. godz. 15 się opóźniło, ponieważ "było uzależnione od innej czynności - od możliwości przesłuchania poparzonego mężczyzny, pracownika escape roomu, który został umieszczony w szpitalu w Gryficach".

Dopiero, gdy za zgodą lekarza ranny 25-latek został przesłuchany przez prokuratura, ten - jak poinformował Gąsiorowski - "zwięźle podał to, co ewentualnie w toku tego przesłuchania zostało ustalone" i można było rozpocząć czynności z Miłoszem S. w Koszalinie.

Protokół z  przesłuchania w charakterze świadka pacjenta gryfickiego szpitala jeszcze w niedzielę śledczy dostarczyli do koszalińskiej prokuratury.

Gąsiorowski pytany o kwestię ewentualnych zarzutów dla właścicielki budynku i drugiej kobiety, która wynajęła go na prowadzenie działalności gospodarczej, powiedział, że "na to za wcześnie".

Zaznaczył, że obie kobiety były przesłuchiwane w charakterze świadków. Nie było podstaw, by na tym etapie postępowania którejś z nich stawiać zarzuty.

"Dalsze czynności prokuratury uzależnione będą od treści opinii biegłych i ekspertów, którzy uczestniczyli w oględzinach" - podkreślił i dodał, że pierwsze ekspertyzy prokuratura powinna mieć już w ciągu kilku dni.

PAP/INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy