W 2014 r. wskutek błędu przy zabiegu zapłodnienia in vitro w klinice ginekologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego pacjentka urodziła nie swoje dziecko. Nasienie męża, zamiast z komórką jajową żony, miało zostać połączone z komórką innej kobiety. Dziecko urodziło się z wadami genetycznymi.Jak powiedział we wtorek w rozmowie z PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Damian Kordykiewicz, śledczy po uzyskaniu opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej stwierdzili, że w nie doszło do czynów, za które ponosi się odpowiedzialność karną. "Mówimy o przestępstwie polegającym na narażeniu na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu matki oraz córki, a związanego z przeprowadzeniem zabiegu zapłodnienia pozaustrojowego" - wyjaśnił. Prokuratura umorzyła śledztwo po analizie opinii, która wpłynęła z prywatnego zakładu medycyny sądowej w Łodzi. Niedopatrzenie procedur "Biegli stwierdzili, że do obciążenia dziecka zespołem genetycznym mogło dojść na trzech etapach, poprzez: wadę zawartą w plemniku ojca, wadę zawartą w jajku nieznanej dawczyni oraz w wyniku powikłań, do których mogło dojść po prawidłowym połączeniu plemnika z komórką czyli na etapie rozwojowym. Eksperci nie są w stanie stwierdzić, kiedy i w jaki sposób do tego powikłania mogło dojść" - zaznaczył Kordykiewicz. Biegli wykluczyli też, że konflikt serologiczny, jaki wystąpił u zapłodnionej kobiety mógł zagrażać jej życiu. Kordykiewicz powiedział, że doszło do niedopatrzenia procedur, co doprowadziło do pomyłki podczas pozaustrojowego zapłodnienia. "Niewykluczone jest dochodzenie roszczeń odszkodowawczych w procesie cywilnym. W sprawie karnej nie można przypisać konkretnej osobie, konkretnej odpowiedzialności za konkretny czyn" - powiedział. Jak dodał, śledczy również badali procedury medyczne, które były przeprowadzane w klinice w Policach, a także rozpoznawane były skargi na zachowanie pracującego tam personelu. "Po umorzeniu śledztwa pokrzywdzonym przysługuje prawo zaskarżenia od tej decyzji. W momencie, jeśli zostanie ona podtrzymana umorzenie zostanie prawomocne i prokuratura zakończy swoje postępowanie w tej sprawie" - powiedział. Proces Tomasza B. Niezależnie od śledztwa prowadzonego przez szczecińska prokuraturę, od kwietnia br. w Okręgowym Sądzie Lekarskim we Wrocławiu trwa proces Tomasza B., lekarza obwinionego w sprawie tej pomyłki. Jest to trzeci sąd lekarski, do którego sprawę skierowano; dwa poprzednie się nią nie zajęły. Na początku sprawę miał rozpatrywać Okręgowy Sąd Lekarski w Szczecinie, jednak uznał, że "może nie zachować bezstronności" i odesłał ją do Naczelnego Sądu Lekarskiego, który wyznaczył białostocki sąd lekarski. Ten odesłał ją z powrotem do naczelnego sądu uznając, że "może być niewystarczająco przygotowany merytorycznie". Ostatecznie w lutym tego sprawa trafiła do Wrocławia. Rozprawy przed wrocławskim sądem są utajnione z powodu tajemnicy lekarskiej i dobra pokrzywdzonych. W 2013 r. 30-letnia kobieta wraz z mężem poddała się zabiegowi pozaustrojowego zapłodnienia w Laboratorium Wspomaganego Rozrodu w szpitalu w Policach, który był wówczas częścią szpitala klinicznego Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego przy ul. Unii Lubelskiej w Szczecinie. Laboratorium korzystało z rządowego "Programu - Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego na lata 2013-2016". Małżeństwo wcześniej kilkakrotnie poddawało się procedurze zapłodnienia pozaustrojowego. Klinice w Policach, w której miało dojść do błędu podczas zapłodnienia pozaustrojowego wypowiedziano umowę w zakresie rządowego programu in vitro. Została też na nią nałożona maksymalna przewidziana w takich sytuacjach kara finansowa - 10 proc. wartości kontraktu, w tym przypadku to 76 tys. zł. W lutym 2015 r. decyzją Senatu Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie klinika została zamknięta. 30 czerwca br. trzyletni rządowy program refundacji in vitro został zakończony. Według danych Ministerstwa Zdrowia dzięki programowi urodziło się ok. 5,3 tysiące dzieci.