Policjanci z prewencji w Białymstoku Daniel B. i Paweł S., którzy byli w drugim zespole wezwanym do piłkarzy, zeznali przed sądem, że kiedy przejmowali Piotra Świerczewskiego od funkcjonariusza z pierwszego patrolu, nie był on skuty kajdankami. Kajdanki założono piłkarzowi dopiero, gdy prowadzono go do radiowozu, bo dopiero wtedy piłkarz zaczął się wyrywać policjantom. W śledztwie obaj funkcjonariusze mówili, że Świerczewski już wcześniej miał założone kajdanki. Zmianę zeznań policjanci uzasadnili tym, że w śledztwie byli przesłuchiwani po całej nocy pracy i widocznie nie zapamiętali tego szczegółu. Przypomnieli sobie o nim dopiero po tym, jak obejrzeli w internecie film z kamery monitoringu pensjonatu, w którym interweniowali. Przyznali, że nie kontaktowali się z prokuraturą, by zmienić wcześniejsze zeznania. Według obrońcy piłkarzy mecenasa Kamila Sośnickiego zmiana zeznań po ponad roku od zdarzenia budzi poważne wątpliwości co wiarygodności policjantów. Prokurator Alicja Kowal nie komentowała zeznań policjantów. Piłkarze - grający obecnie w Zagłębiu Lubin Piotr Świerczewski, bramkarz Polonii Warszawa Radosław Majdan i gracz IV-ligowej Gwardii Koszalin Jarosław Chwastek - są oskarżeni o to, że w nadmorskim Mielnie zmuszali policjantów przemocą do odstąpienia od czynności służbowych i o znieważanie ich. Piotrowi Świerczewskiemu prokuratura dodatkowo postawiła zarzut spowodowania u jednego z policjantów obrażeń ciała i rozstroju zdrowia trwającego powyżej siedmiu dni - piłkarz miał uszkodzić funkcjonariuszowi palec prawej dłoni. Do zdarzenia doszło w nocy z 27 na 28 lipca 2008 r. na terenie pensjonatu Villa Siesta, którego współwłaścicielem jest Jarosław Chwastek. Policjanci przyjechali do ośrodka na interwencję w sprawie zakłócenia ciszy nocnej przez w żaden sposób nie związaną z piłkarzami grupę młodzieży. Za spowodowanie obrażeń cielesnych u policjanta grozi do pięciu lat więzienia. Zmuszanie funkcjonariuszy przemocą do odstąpienia od czynności służbowych jest zagrożone karą do trzech lat pozbawienia wolności. Za znieważenie policjanta grozi grzywna, ograniczenie wolności lub do roku więzienia. Piłkarze nie przyznają się do winy. Twierdzą, że to oni zostali bez żadnego powodu zaatakowani przez policjantów. Ich zdaniem wersję tę powinno potwierdzić nagranie zdarzenia z monitoringu pensjonatu. Nagranie to zostało 8 września 2008 r. wyemitowane w telewizyjnych programie "Tomasz Lis na Żywo". Potem można je było znaleźć w internecie. Emisja filmu było sporym zaskoczeniem dla śledczych. Początkowo bowiem świadkowie zdarzenia z udziałem piłkarzy i policjantów twierdzili, że monitoring w pensjonacie Villa Siesta nie działał i żadnych nagrań wobec tego nie ma. W sprawie nagrania toczyło się osobne śledztwo. Postępowanie to zakończyło się oskarżeniem Jacka C., właściciela telekomunikacyjnej firmy, która montowała monitoring w Villi Siesta, o składanie fałszywych zeznań i współwłaściciela pensjonatu Pawła M. o utrudnianie śledztwa ws. piłkarzy. Jacek C. miał fałszywie zeznawać co do rejestracji zdarzenia, zaś Paweł M. ukrywać nośnik z nagraniem. Ich proces miał się zacząć 10 września br. Na wniosek obrony został jednak zawieszony do czasu zakończenia przez sąd sprawy piłkarzy. Postanowienie o zawieszeniu jest prawomocne. Prokuratura nie odwoływała się od decyzji sądu. Proces piłkarzy odroczono do 16 listopada. Sąd chce wówczas przesłuchać małżeństwo z południa Polski, które wzywało policję do Villi Siesta i dwóch dyżurnych posterunku policji w Mielnie.