Bandyci atakują zazwyczaj wieczorem, ale policja prosi szczecińskich sprzedawców o wyjątkową czujność przez cały dzień. Działają według schematu. Przed planowanym napadem pojawiają się w sklepie, żeby sprawdzić czy działa monitoring i ile osób jest na zmianie. Przekazana policji informacja o rozglądającym się, dziwnie zachowującym młodym mężczyźnie, który mógł przyjść na "rozpoznanie terenu" może być kluczowa do rozbicia bandy. Jest w niej co najmniej dwóch młodych mężczyzn. Pracownicy około 10 okradzionych sklepów opisują, że mają od 17 do 20-kilku lat, są dobrze zbudowani, na sobie mają kurtki i spodnie w ciemnych kolorach. Wybierają piekarnie, apteki i sklepy spożywcze, w których nie ma monitoringu, a na zmianie jest tylko jedna osoba. W sklepie pojawiają się jeszcze raz, zazwyczaj wieczorem, gdy oprócz sprzedawcy nie ma nikogo innego w pomieszczeniu. Są zamaskowani czapkami i szalikami. Pracownika atakują gazem łzawiącym lub paraliżującym. Po przeskoczeniu przez ladą zabierają z kasy całodzienny utarg. Komendant wojewódzki policji w Szczecinie podjął decyzję, że rozbicie bandy jest w tej chwili priorytetem dla całej komendy. W rozpracowywanie szajki zaangażowani są policjanci kryminalni. Apelują do sprzedawców, żeby w momencie napadu nie przeciwstawiali się bandytom, bo ci są agresywni. W ostatnich dniach atakowali sklepy w prawobrzeżnej dzielnicy Szczecina, ale w każdej chwili mogą pojawić się w innym punkcie miasta, a nawet ościennych miejscowościach.