Okazuje się, że policcy radni od początku istnienia skateparku nie wpadli na to, że sprzęty dla deskorolkarzy się zużywają i nie zaplanowali ani złotówki na naprawy. Park oficjalnie zamknięto, ale nieoficjalnie skaterzy nadal tam jeżdżą, ryzykując zdrowie i życie. - Pozaklejali wszystko taśmami i jeździć na desce nie wolno - mówi jeden z nastoletnich nielegalnych użytkowników skateparku. Na rowerze nie wolno, a na desce się nie da, bo kółko trafi w dziurę i leci się na głowę. Łamiemy zakazy i jeździmy - zaznacza inny. - Konieczność remontu zgłaszaliśmy już dawno temu. Radni jednak pieniędzy na remont nie przewidzieli - twierdzi Waldemar Echaust gospodarz obiektu, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji. Radni przez pięć lat nie byli sobie w stanie wyobrazić, że rampy wykonane z drewna mogą się zużyć i wymagać naprawy, i na renowację nie zapisali ani jednej złotówki. Teraz skatepark stracił certyfikat i oficjalnie został zamknięty. Cóż z tego, skoro młodzież nielegalnie nadal z niego korzysta. - Staramy się wykroić jakieś pieniądze bez oglądania się na radnych, ale tegoroczna zima i odśnieżanie dachu sportowej hali, bardzo nadszarpnęły nasza kasę. Będzie ciężko, ale zrobimy wszystko, żeby doprowadzić skatepark do porządku - obiecuje Echaust. Grzegorz Hatylak