W 2009 roku podczas rehabilitacji chorego na porażenie mózgowe 12-letniego chłopca, oskarżona Renata M. miała "użyć nadmiernej siły w stosunku do ogólnego stanu zdrowia pokrzywdzonego", co doprowadziło, m.in. do złamania nóg dziecka. Prokurator żądał dla niej roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Sędzia Ryszard Rutkowski uzasadniając wyrok powiedział, że z zebranych dowodów i opinii biegłych wynika, iż uszkodzenia kończyn dziecka mogły powstać "samoistnie, w wyniku innej jednostki chorobowej"; mogły być też powikłaniami po prawidłowo przeprowadzonej rehabilitacji. Jak dodał nie można wykluczyć, że obrażenia mogły być spowodowane przez inną osobę, ponieważ w trakcie pobytu chłopca w szpitalu zajmowały się nim, poza oskarżoną, inne osoby oraz tego, że powstały zanim Renata M. zaczęła rehabilitację chłopca. Matka chłopca Bożena Mróz, która była w procesie oskarżycielem posiłkowym powiedziała dziennikarzom, że będzie nadal walczyła o ukaranie winnych cierpień jej syna. - Niemożliwością jest, by rehabilitanci nie ponieśli kary. Bo teraz mogą tak robić dalej, łamać nogi innym dzieciom - powiedziała. - Syn bardzo cierpiał, a oni to widzieli i mu nie popuścili. Nazywany był leniem, jak nie chciał ćwiczyć, gdy go bolało. Był ćwiczony na siłę - dodała. Jej zdaniem to właśnie ćwiczenia na siłę przyczyniły się do połamania kończyn syna. Dodała, że będzie również walczyć na drodze sądowej o godne odszkodowanie dla dziecka. - Muszę z czegoś syna ratować - powiedziała. Szpital proponował jej ugodę w wysokości 5 tys. zł. uznając, że do obrażeń mogło również dojść w czasie pobytu w szpitalu. - To jest śmieszna kwota. Co można zrobić za 5 tys., kiedy sam fotelik pionizujący dla syna kosztuje 7,5 tys. zł - powiedziała.