Tomasz P. jest ojcem dwumiesięcznej Amandy, która w środę po południu z ciężkim urazem głowy trafiła do Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie. Dziecko przywieziono tam karetką ze szpitala w Białogardzie (Zachodniopomorskie), gdzie wcześniej zgłosiła się z nim 20-letnia matka Agnieszka J. Kobieta, która również była zatrzymana w tej sprawie, w piątek po przesłuchaniu w prokuraturze została zwolniona. Obecnie ma status pokrzywdzonej. Tomaszowi P. prokuratura przedstawiła w piątek dwa zarzuty: usiłowanie zabójstwa dwumiesięcznej córki i spowodowania u niej ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz psychicznego i fizycznego znęcania się nad Agnieszką J. Z dotychczasowych ustaleń śledczych wynika, że mężczyzna miał od października ub. r. bić i kopać Agnieszkę J., nakłaniać ją do przerwania ciąży, pozostawienia urodzonego już dziecka w szpitalu, a potem oddania go innym ludziom. Jak powiedział prokurator Gąsiorowski podejrzany mężczyzna nie przyznał się do żadnego z zarzutów. - Wyjaśnił, że choć faktycznie początkowo nie akceptował narodzin córki, to nigdy nie nastawał na jej życie, a ostatecznie zdecydował się normalnie wychowywać dziecko. Zaprzeczył też, by znęcał się nad swoją partnerką - zaznaczył Gąsiorowski. Za usiłowanie zabójstwa Kodeks karny przewiduje nie mniej niż 8 lat pozbawienia wolności, 25 lat więzienia lub dożywocie. Jak poinformowała w piątek rzeczniczka koszalińskiego szpitala Monika Zaremba, dwumiesięczna dziewczynka wciąż jest nieprzytomna, a jej oddech nadal jest wspomagany. - Według lekarzy okres zagrożenia życia już minął, rokowania co do jakości życia dziecka z powodu doznanych urazów są jednak niepewne - wyjaśniła Zaremba. Niemowlę doznało rozległego urazu głowy, ma połamane i pęknięte kości czaszki, trzeba jej było przetoczyć 3 litry krwi. Według biegłego medycyny, doznane przez dziecko obrażenia to wynik uderzenia i ściskania jej główki ręką dorosłego. Pobicie dwumiesięcznej Amandy, do którego według ustaleń prokuratury doszło w rodzinnym domu we wsi Przegonia, nie jest pierwszym tak drastyczne zdarzeniem w powiecie białogardzkim. Jesienią 2005 r. do podobnej sytuacji doszło w podbiałogardzkiej miejscowości Dobrowo. Ciężko pobity po głowie przez 28-letniego wówczas ojczyma został 14-miesięczny Kubuś. O życie dziecka lekarze ze szpitala w Koszalinie walczyli 8 dni. Z informacji ujawnionych w czasie przewodu sądowego wynikało, że chłopiec ma niedowład prawej strony ciała, kłopoty z chodzeniem i chwytaniem, po usunięciu kości czaszki musi nosić specjalny hełm i jest opóźniony w rozwoju w stosunku do swoich rówieśników. W 2006 r. Sąd Okręgowy w Koszalinie skazał ojczyma Kuby na 14 lat więzienia za usiłowanie zabójstwa dziecka. Wobec 22-letniej wówczas matki orzeczono 3 lata pozbawienia wolności za pomocnictwo w znęcaniu się. Obrona odwołała się od wyroku. Sąd II instancji złagodził matce karę na 2 lata, w zawieszeniu na 5 lat. Wobec ojczyma wyrok utrzymano w mocy.