Sprawę molestowania dzieci przez księdza Andrzeja, założyciela i dyrektora ogniska opisała w zeszłym tygodniu "Gazeta Wyborcza". Po trwającym cztery godziny przesłuchaniu Mogielski powiedział dziennikarzom, że został zobowiązany do zachowania milczenia na temat jego przebiegu oraz śledztwa w tej sprawie. Nie chciał się odnieść do treści listu adresowanego do niego, który podczas przesłuchania wręczył dziennikarzom przed prokuraturą mężczyzna, przedstawiający się jako były wychowanek ks. Andrzeja. W liście podpisanym - jak zapewniał - przez 23 b. wychowanków napisano m.in., że informacje o rzekomym molestowaniu przez księdza to oszczerstwa, a wśród podpisanych są tacy, którzy byli nakłaniani przez brata ojca Mogielskiego - Marka - do składania fałszywych zeznań przeciwko ks. Andrzejowi. - Wszystkie zarzuty opublikowane w artykule są potwornym kłamstwem. Każdy z nas może zaświadczyć, że zeznania rzekomo pokrzywdzonych są pomówieniami (...) Boli nas ogrom krzywdy, jaka została wyrządzona naszemu byłemu dyrektorowi i wychowawcy ks. Andrzejowi - człowiekowi, który dla nas poświęcił swoje kapłaństwo i swoje życie. Byliśmy z nim na co dzień i widzieliśmy go podczas pracy i modlitwy. Każdy z nas doświadczył wiele dobra od tego człowieka o wielkim sercu. Ognisko św. Brata Alberta było naszym domem - napisano w liście. Jego autorzy podkreślają: - To, co Ojciec (Mogielski - red.) zrobił wspólnie ze swoim bratem, skrzywdziło nie tylko ks. Andrzeja, ale także nas wszystkich - również obecnych wychowanków. Wasza nienawiść zniszczyła ten Dom. - Mam świadomość, że nie wszyscy byli wykorzystywani, że oprócz zła ksiądz Andrzej czynił także dobro - powiedział o. Mogielski dziennikarzom. Podkreślił, że od tej pory jest to sprawa prokuratury, która będzie wszystko wyjaśniać. Przyznał, że wiele osób w dobrej wierze domniema niewinności ks. Andrzeja. - Szanuję tych ludzi i ich zdanie. Ja w tej sprawie nie wyrokuję, jestem tylko listonoszem - podkreślił. Robię to w imię miłości i w imię prawdy - dodał Mogielski. Pełnomocnik pokrzywdzonych mecenas Michał Kelm podkreślał, że prokuratura zachowuje się bardzo profesjonalnie. - Po czynnościach przeprowadzonych dzisiaj mogę powiedzieć, że wszystkie prawa pokrzywdzonych są bardzo rygorystycznie w tym postępowaniu przestrzegane - podkreślił. Zaznaczył, że to postępowanie, jak każde postępowanie karne na etapie przygotowawczym jest objęte tajemnicą i dysponentem tych informacji jest prokuratura. Ich ujawnienie jest przestępstwem - dodał.