Zawiadomienie o uprowadzeniu złożyła konkubina 32-latka. Jak wynika z jej relacji, narzeczony miał wypłacić kilka tysięcy złotych, które wygrał w totalizatorze sportowym, a potem - o umówionej porze - spotkać się z nią, pójść do banku i wpłacić gotówkę na jej konto. Gdy jednak nie stawił się na czas, kobieta próbowała się z nim telefonicznie skontaktować. Po kilkunastu próbach połączenie zostało nawiązane - mężczyzna przekazał narzeczonej, że został porwany i pobity. Stracił przytomność, a gdy ją odzyskał okazało się, że nie jest w stanie wrócić o własnych siłach do domu. Policjanci - zaraz po przyjęciu zawiadomienia - rozpoczęli poszukiwania mężczyzny. Przeczesali las oraz prawdopodobne miejsca, gdzie porwany mógł się znajdować. Do poszukiwań użyto również policyjnego śmigłowca. Po kilku godzinach "zaginiony" odnalazł się - był pijany. Potwierdził co prawda, że wspólnie z konkubiną przyjechał wypłacić pieniądze z wygranej, ale przyznał, że nie został porwany - skłamał, bo nie chciał przelać wygranej na konto swojej partnerki. Miał bowiem wątpliwości co do wierności swojej narzeczonej. Nie przyznał się jej jednak do swoich obaw, ale po wizycie w banku kupił alkohol i wymyślił historię o porwaniu. Mężczyzna nie spodziewał się, że będzie poszukiwany. Obudził go warkot helikoptera. Gdy zobaczył policyjne radiowozy zadzwonił i podał dokładne miejsce swojego pobytu.