Prokuratorzy tłumaczą, że z zebranego dotąd materiału wynika, iż nurek samowolnie wpłynął do wnętrza promu. Śledczy dodają, że pod wodą nie doszło do przestępstwa, a przynajmniej nie ma powodów, żeby wątpić w wersję podaną przez pozostałych uczestników wyprawy. W środowisku nurków coraz częściej mówi się o tym, że to oni sami zorganizują ekspedycję, aby wydobyć ciało kolegi. Taka akcja może zakończyć się jednak tragicznie. Profesjonalne służby ratownicze, zarówno niemieckie jak i polskie, nie chcą zejść pod wodę, bo jak podkreślają, we wnętrzu promu jest niebezpiecznie. Przerdzewiałe elementy promu mogą odpaść i przygnieść ratowników. Do tego we wnętrzu siłowni, gdzie zaginął nurek, jest mazut. Substancją tą ubrudzony był mężczyzna, który nurkował razem z zaginionym, a któremu udało się wypłynąć z wraku. Niewykluczone, że ciemna, oleista substancja ograniczyła widoczność we wnętrzu promu i dlatego, mimo włączonych latarek, jeden z nich zgubił drogę. Właśnie wpływanie do siłowni, ze względu na pozostające tam paliwo, jest jednym z najbardziej niebezpiecznych elementów nurkowania wrakowego. Słuchaj Faktów RMF.FM