Na przykład pobyt w Międzyzdrojach wychodzi drożej niż plażowanie w słonecznej Chorwacji, Hiszpanii czy Grecji. Wraz z najazdem turystów nad Bałtyk ceny oszalały. W Polsce sezon na morskie kąpiele jest krótszy niż na południu Europy i sklepikarze chcą go wykorzystać do maksimum. Dlatego windują ceny do granic wytrzymałości. Przykład? Za gofra z bitą śmietaną trzeba zapłacić w Międzyzdrojach nawet 6 zł. A butelka wody gazowanej w kiosku przy morskim deptaku kosztuje 5 zł. Nawet w uważanej za drogą Hiszpanię jest taniej - pisze "Fakt". Wydawać by się mogło, że zaoszczędzimy nad Bałtykiem, kupując w supermarketach. Nic z tego. Woda mineralna, która w innych miastach kosztuje ok. 1,5 zł za 1,5 litra, w Międzyzdrojach czy Władysławowie może być nawet dwa razy droższa. Popołudniowa wizyta w którejś z nadmorskich knajpek to już prawdziwy luksus. Za kawę ekspresso w jednym z lokali w Międzyzdrojach każą nam płacić 7 zł. Tymczasem za małą czarną urlopowicz niedaleko chorwackiego Splitu zapłaci niewiele ponad 2 zł, a w hiszpańskim Lloret del Mar na Costa Brava prawie 5 zł - wylicza "Fakt". Urlopowi goście popularnych nadbałtyckich miejscowości płacą i płaczą. Są bezsilni wobec drożyzny, jaką fundują im kurortowe sklepiki, knajpki, kioski. Przez dwa wakacyjne miesiące chcą oni dorobić się na przyjezdnych. Przeciętna polska rodzina, by spędzić tydzień na przykład w Międzyzdrojach czy Łebie oszczędzała kilkanaście miesięcy.