Ludzie, którzy kochają zimno Są również w Szczecinie ludzie, którzy kochają niskie temperatury. To Szczeciński Klub "Morsy" im. Zbigniewa Ulatowskiego, który zrzesza ludzi kąpiących się w morzu i jeziorach przez cały rok, narzekających przy tym na coraz cieplejsze zimy. Siłą rzeczy: byli skazani na siebie - Morsy musiały w końcu trafić do najbardziej lodowatego szczecińskiego miejsca znajdującego się w Pazimie. W przewrotny sposób witają lato Ośrodek Baltica postanowił zaprosić do siebie szczecińską grupę miłośników zimna, aby w ten nietypowy i nieco przewrotny sposób powitać lato. Na zaproszenie ośrodka rehabilitacji i odnowy biologicznej przybyła Wioletta Figas i Maciej Borowicki. Opowiedzieli nam, skąd wzięła się u nich chęć zostania morsami. Wioletta Figas chciała w ten sposób pokonać swoje słabości i udowodnić sobie, że drzemie w niej ogromna determinacja w dążeniu do celu. Jak sama przyznała, pierwsza kąpiel w lodowatej wodzie była dla niej szokiem, ale za to wyjście z morza określiła jako fenomenalne uczucie - czuje się wtedy ciepło przez pewien czas. Natomiast Maciej Borowicki przyznał, że do zostania morsem skłoniła go zwykła ciekawość. Minus 110 stopni zdrowia Zarówno Woletta jak i Maciej pierwszego dnia lata podjęli się spędzenia dwóch minut, w bieliźnie, w kriokomorze, w której temperatura przekroczyła minus 110 stopni. Personel ośrodka, zwłaszcza fizjoterapeuta Piotr Szczepański, wnikliwie zadbali o zdrowie i bezpieczeństwo uczestników akcji. Należy w tym miejscu jednak odnotować, że krioterapia jest zbawienna dla ludzi i ma rewelacyjny wpływ na wiele dolegliwości, ale tylko wtedy, gdy nie występują pewne przeciwwskazania np. nadciśnienie. Zanim osoba zdecyduje się na krioterapię musi przejść kompleksowe badania lekarskie, a tuż przed wejściem do komory zmierzyć ciśnienie, czy jest odpowiednie. W przypadku, gdy jest za wysokie, personel jest zmuszony odmówić poddania się terapii. Same morsy przyznały, że zimno w odpowiednich dawkach jest świetne dla naszego zdrowia. Wioletta Figas stwierdziła, że owszem, zdarza jej się przeziębić, ale dolegliwość ta trwa maksimum trzy dni, a nie tak jak bywa u innych ciepłolubnych - tydzień. Takie działanie niskich temperatur to ogromny zastrzyk energii W zimnym piekle Oboje uczestnicy nieco zestresowani weszli w końcu do kriokomory. Najpierw jednak musieli pokonać dwa przedsionki. W pierwszym temperatura wynosiła minus 10 stopni, w następnym pomieszczeniu spada do minus 61. Ale to było tylko przedsionki do zimnego piekła, gdzie było już minus 112,5 stopnia. Morsy spędziły tam, razem ze szczelnie ubraną opiekunką pilnującą ich bezpieczeństwa, ponad dwie minuty. Kiedy ponownie wrócili do ciepłej rzeczywistości ich skóra była czerwona, a oczy łzawiły. Wioletta Figas opowiedziała nam o swoich wrażeniach: "jak minęły dwie minuty, skóra zaczęła piec. Nic nie widać, bo oczy zamarzają, ale nie odczuwa się bólu, tylko nic się nie widzi." Wyższość Szwedek nad Brazylijkami Po kriokomorze przyszedł czas na rozgrzewkę. Wszystkie osoby leczone zimnem muszą następnie przejść do sali rehabilitacji, gdzie mają za zadanie się rozgrzać i wykorzystać zaletę, którą daje krioterapia, czyli szybszą przemianę materii. "Taki wysiłek fizyczny powinien trwać od 20 do 30 minut" - zdradził nam Piotr Szczepański, dodając po chwili: - "Krioterapia rewelacyjnie działa na stwardnienie rozsiane, co potwierdzają sami chorzy. Również likwiduje cellulit, bo krioterapia ujędrnia skórę". Coś w tym jest, skoro Szwedki starzeją się wolniej niż np. Brazylijki. Autor: Katarzyna Marciszewska