Wystąpili u nas 23 sierpnia w Domu Kultury Słowianin, prezentując przede wszystkim swoje najbardziej znane utwory. Występ czwórki weteranów poprzedził support w postaci bluesowej formacji Jafaryza, która zagrała około półgodzinny program, który pozwolił na dotarcie do klubu tym, którzy byli jeszcze w drodze... Punktualnie o 20.30 usłyszeliśmy natomiast z głośników dźwięki intro- szkockiej melodii ludowej. Kiedy muzycy z Nazareth weszli na scenę publiczność przyjęła ten fakt owacjami. W pełni zasłużonymi bo już po chwili panowie zaaplikowali nam swoje evergreeny . Jako pierwszy "Telegram" , zaraz po nim "Turn On Your Receiver", "Miss Misery" oraz jeden z najbardziej oczekiwanych przebojów -"Dream On". Wśród widzów przeważali oczywiście tacy, którzy pamiętają jeszcze sukcesy grupy z lat 80-ych oraz ich występy w Polsce przed laty.. Dlategoteż stosownie do sytuacji Dan Mc Caferty (wokalista zespołu) zwracał się do wszystkich słowami "Ladies and gentlemens". Także zapowiadając następny powrót do przeszłości w postaci "Bad, Bad Boy. Był to jeden z najstarszych utworów wykonanych tego dnia, pochodzi bowiem z wydanej w 1973 roku płyty "Razamanaz". Mc Caferty, obdarzony charakterystycznym chrypiącym głosem, (przypominającym nieco Briana Johnsona z AC/DC), grający też na dudach, to jeden z dwóch muzyków grających w Nazareth od jej powstania. Drugim jest sympatyczny "łysol" - Pete Agnew (obsługujący gitarę basową). Co ciekawe w składzie Szkotów gra obecnie na perkusji jego syn - Lee. Całości dopełnia gitarzysta - Jimmy Murrison, któremu dwa razy "pozwolono" na solowe przerywniki między utworami. Można było więc przekonać się o skali jego umiejętności. W podstawowym secie ta czwórka wykonała jeszcze m.in. "Love Leads To Madness" , "My White Bicycle" oraz dwa numery, dzięki którym praktycznie zawdzięczają popularność - "Hair Of The Dog" oraz "Love Hurts". Nie był to jednak jeszcze koniec. Trzy utwory w dogrywce -"See Me" z ostatniej płyty "The Newz" , a także "Razamanaz" i "This Flight Tonight" (z repertuaru Joni Mitchell) to niewątpliwie piękne zwieńczenie tego występu. Szkoda, że muzycy nie sięgnęli po więcej utworów z ubiegłorocznej płyty, bo sądzę, że sprawdziłyby się one bardzo dobrze na żywo. Tak czy owak na pewno wielbiciele klasycznego rocka byli raczej usatysfakcjonowani zwłaszcza, że pół godziny po występie czterej muzycy pojawili się jeszcze przy stolikach na sali by podpisywać okładki płyt, bilety i plakaty oraz pozować do pamiątkowych zdjęć. Radi