Mężczyzna ma też zapłacić w sumie 11 tys. zł na rzecz trojga poszkodowanych, w przypadku rodziców zmarłego Michała toczy się jeszcze postępowanie cywilne o odszkodowanie. Trutka na szczury doprowadziła do śmierci dziecka Henryk C. oskarżony był o to, że nieumyślnie sprowadził zdarzenie zagrażające życiu jedenastu osób, w tym dzieci, "mające postać rozprzestrzeniania się substancji trującej - fosforowodoru w jego lotnej formie". Jak wskazywała prokuratura, mężczyzna chcąc zwalczyć gryzonie w budynku, pozostawił w nim preparat gryzoniobójczy. Ten przeznaczony był jednak do stosowania przez osoby, które ukończyły specjalne szkolenie (a Henryk C. go nie ukończył) i można go było stosować tylko w pomieszczeniach niezamieszkanych przez ludzi i gazoszczelnych. - Kupił pan środek od profesjonalisty - zostało podkreślone, że dlatego uważa pan, iż nie popełnił pan żadnego błędu przy tym zdarzeniu, że był to nieszczęśliwy wypadek, za który pan nie ponosi winy. Ale sąd dopatruje się tutaj winy w okolicznościach zawarcia umowy sprzedaży - mówiła sędzia Barbara Rezmer. Dodała, że zakup został dokonany u profesjonalisty - była to osoba dysponująca środkami dużo bardziej zagrażającymi zarówno gryzoniom, jak i ludziom, a nie środek, jaki można kupić np. w marketach budowlanych. Zdaniem sądu mężczyzna nie wywołał zagrożenia umyślnie, co wskazywał pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. - Oceniając sytuację jako skrajnie nieostrożną - bez zachowania szczególnej ostrożności w bardzo wysokim stopniu - sąd jednak nie dopatruje się tego, żeby pan chciał wywołać zagrożenie dla życia albo godził się z tym, że będzie to niebezpieczne - mówiła sędzia Rezmer. Tragiczne Boże Narodzenie 2020 Jak mówił podczas pierwszej rozprawy ojciec zmarłego dziecka, wydarzenia rozegrały się w wigilię Bożego Narodzenia 2020 r. i w pierwszy dzień świąt. Kiedy wraz z żoną i trójką dzieci wrócili do domu po odwiedzinach u rodziny, czuli dziwny zapach w korytarzu, ale mężczyzna powiązał to z ukończonym dzień wcześniej malowaniem w mieszkaniu. Złe samopoczucie zaczęło się w nocy, mały Michał wymiotował, oboje z żoną także bardzo źle się czuli. Następnego dnia rano było gorzej, byli bardzo słabi. Po sprawdzeniu stanu najmłodszego dziecka (dwoje pozostałych spało w innej części mieszkania) uznali, że nie ma niepokojących objawów, a mały śpi, bo poprzedniego dnia bardzo późno wrócili do domu. Złe samopoczucie wiązali z zatruciem pokarmowym, jednak wkrótce brat żony przyjechał sprawdzić ich stan i widząc małego Michała polecił wezwać pogotowie. Po jakimś czasie, po przyjeździe karetki (według niego pierwszy ambulans przyjechał po ok. 50 minutach), chłopiec wraz z matką zostali zabrani do szpitala w Gryficach. Jak wyjaśniał ojciec dziecka, Michał zmarł tam ok. godz. 17, mimo prób reanimacji. Obrońca oskarżonego zapowiedział, że najprawdopodobniej będzie odwoływał się od wyroku po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia. - Czy dwa lata za śmierć dziecka może satysfakcjonować? Nie, nie satysfakcjonuje. Wierzymy, że wyrok jest słuszny, że będzie przestrogą dla kolejnych samozwańczych deratyzatorów - powiedział dziennikarzom ojciec zmarłego Michała Grzegorz Kosierb. Wyrok nie jest prawomocny.