Hierarcha wyraził w nim przekonanie, że zainicjowane przez niego postępowanie w tej sprawie ostatecznie wyjaśni wszystkie wątpliwości. O sprawie molestowania wychowanków ogniska dla trudnej młodzieży w Szczecinie przez księdza Andrzeja napisała "Gazeta Wyborcza". - Wyrażam przekonanie, że postępowanie, zainicjowane przeze mnie przed kilku laty, wyjaśni ostatecznie wszelkie wątpliwości. Chciałbym przypomnieć, że rozpatrywaniu takich trudnych i bolesnych spraw zawsze musi przyświecać pragnienie poznania prawdy oraz prawo do ochrony godności każdej ze stron - pisze duszpasterz w liście skierowanym do wiernych. Zwracając się do tych, "w których sercach wydarzenia medialne minionego tygodnia wywołały zamęt i niepokój", arcybiskup nawiązał do artykułu gazety. - Dziennikarze opisują w nim sprawę kapłana, którego niektórzy z byłych wychowanków oskarżają o przestępstwo przeciwko moralności. Zarzuca się także biskupom niewyjaśnianie oskarżeń, zaś co do winy kapłana wydaje się już jednoznaczny wyrok. Muszę wyznać, że wobec tej sytuacji jestem w kłopotliwym położeniu. Umiłowani, pragnąłbym w sposób jasny i zdecydowany wypowiedzieć swoje stanowisko. Jednak z uwagi na fakt prowadzenia postępowania kanonicznego, które nie powinno być narażone na jakiekolwiek formy sugestii czy nacisków, w tym momencie nie mogę tego uczynić - napisał. Metropolita powołał się na obowiązujące w Kościele odpowiednie procedury, którym podlega jako pasterz i jak każdy wierny. Wyraził też ubolewanie, że "tak łatwo wystawiono na widok publiczny sferę intymną człowieka". Przypomniał, że każda ze stron ma prawo do dobrego imienia. - Trudno zrozumieć, jakie motywy kierowały autorami wspomnianego tekstu oraz osobami dostarczającymi im materiałów. Okazuje się, że w dzisiejszym świecie tak łatwo publicznie można odrzeć człowieka z jego godności - zaznaczył. Abp Kaminski zwrócił się do wiernych, by w ten szczególny czas Niedzieli Palmowej, gdy czytany jest opis męki Chrystusa, modlili się w intencji wszystkich dotkniętych tą sprawą. "GW" opisała sprawę molestowania dzieci przez księdza Andrzeja, założyciela i dyrektora ogniska dla trudnej młodzieży w Szczecinie. Dziennik powoływał się na wyznania byłych już podopiecznych ośrodka; do molestowania miało dochodzić na początku lat 90. Według dziennika, chłopcy zwierzyli się wychowawcom, oni zaś w 1995 r. poinformowali o sprawie bp. Stanisława Stefanka, któremu podlegała oświata w archidiecezji. Ten nie uznał ich relacji za wiarygodne i nie porozmawiał z żadnym z chłopców - napisała "GW". Wychowawcy spotkali się ze zwierzchnikiem bp. Stefanka, abp. Marianem Przykuckim; ten zaufał jednak osądowi biskupa i nie kazał sprawy dalej badać. Odsunął ks. Andrzeja od pracy w ognisku, ale wiosną 1996 r. powierzył mu nadzór nad szkołami katolickimi w Szczecinie. Potem ks. Andrzej kierował Liceum Katolickim w Szczecinie, przewodniczył Stowarzyszeniu Szkół Katolickich. Wychowawcy nie dali za wygraną. W 2003 r. ich zeznania i relacje ofiar spisał dominikanin Marcin Mogielski. Jego zwierzchnik o. Maciej Zięba przekazał je obecnemu arcybiskupowi szczecińsko- kamieńskiemu Zygmuntowi Kamińskiemu. Metropolita zajął się sprawą dopiero, gdy wychowawcy zasugerowali, że pójdą do prokuratury. Sąd biskupi przesłuchał tylko dwóch pokrzywdzonych. Ks. Andrzej został odsunięty od oświaty w 2007 roku. Miał naciskać na to senator Jarosław Gowin (obecnie poseł PO)- opisuje "GW". Od sierpnia ubr. trwa w szczecińskim sądzie metropolitalnym proces kanoniczny w tej sprawie. Po publikacji śledztwo wszczęła też tamtejsza prokuratura. Abp Zygmunt Kamiński zwrócił się także z listem do prowincjała polskich dominikanów o. Krzysztofa Popławskiego z prośbą o wyjaśnienie medialnych wystąpień o. Marcina Mogielskiego. Zwracał się też o "pouczenie o. Mogielskiego o drogach właściwych Kościołowi w załatwianiu takowych spraw". W odpowiedzi prowincjał napisał, że wiedział o działaniach o. Marcina Mogielskiego i wyraził zgodę na jego udział w wyjaśnianiu przypadków nadużyć seksualnych wobec nieletnich w Szczecinie. Prowincjał w liście do arcybiskupa podkreślił też, że decyzje i podejmowane przez o. Mogielskiego działania "są wyrazem troski o ubogich, którzy do dziś noszą w sobie poczucie skrzywdzenia i lekceważenia przez przełożonych Kościoła i którym zabrakło z ich strony zapewnienia fachowej pomocy czy choćby braterskiego zainteresowania".