Dziennikarze programu "Interwencja", emitowanego na antenie Polsat News, dotarli do Sianowa, niedaleko Koszalina. Mieszka tam 75-letni pan Andrzej z żoną i synem. Mężczyzna od przeszło dwudziestu lat choruje na ciężką postać cukrzycy. Kilka miesięcy temu stan 75-latka znacząco się pogorszył. Mężczyzna nie może funkcjonować samodzielnie, ma także rozległe rany na nogach. W sierpniu pan Andrzej został skierowany do szpitala z powodu złych wyników badania krwi. Jak jednak opowiada jego rodzina, na pomoc czekał aż 24 godziny. "To było 23 sierpnia. Lekarz rodzinny wcześniej zadzwonił, że są złe wyniki, to mama poszła po skierowanie na transport sanitarny. Zawieźli go na SOR i niestety, ale 24 godziny na krzesełku tam spędziliśmy. Zostało zrobione USG żył, USG Dopplera i nic poza tym. Wyniki krwi, które były zrobione przez lekarza rodzinnego, mieli gotowe. Tata dostał tylko jeden zastrzyk przeciwbólowy, kroplówkę. Mocz wzięli do badania i to cała diagnoza. Na tym SOR-rze to się pani może "zawołać" na śmierć. Tam nie ma wołania, prośby, coś by się działo, odpowiedź jest prosta: proszę usiąść, siedzieć, będziemy wołać" - mówi "Interwencji" syn 75-latka. Dziennikarze "Interwencji" dodają, że sami wybrali się na koszaliński SOR, by sprawdzić panujące tam warunki. Na miejscu zastali kolejną osobę, która także wskazywała, że czeka na pomoc już ponad dobę. Koszaliński SOR, pytany o czas oczekiwania na swoim oddziale tłumaczy, że powodem jest zła współpraca z okolicznymi placówkami, które "przerzucają część swoich obowiązków" na opisywaną placówkę. "Lekarz rodzinny stwierdził, że wyniki są złe, a na SOR-rze nic mu nie robią, wypisują do domu, znakiem tego jest dobrze. Posiedzieć kilka ładnych godzin na SOR-ze i jest się zdrowym" - ironizuje syn pana Andrzeja. "Dla mnie to nie jest leczenie, moim zdaniem ojciec został tylko wymęczony. To jest wymęczenie ludzi. Nie wiem, czy oni to specjalnie robią, żeby człowiek do głowy sobie wbił: broń Boże, żeby do tego SOR-u nie jechać" - dodaje.