Pierwsze dziesięć minut nie wskazywało na to, że Kotwica odniesie tak bezdyskusyjne zwycięstwo w Jarosławiu. Goście mieli lekką przewagę, ale koszykarze Znicza utrzymywali wynik w granicach remisu. Dopiero końcówka drugiej kwarty zdecydowanie należała do Kotwicy, która po pierwszej połowie prowadziła różnicą 11 punktów (36:47). Gospodarze zaczęli nietypową piątką. W ich szeregach brakowało Tomasza Celeja, który zmaga się z kontuzją stawu skokowego, ale trzymali się dzielnie. Po dwóch udanych, indywidualnych akcjach Branduna Hughesa i punktach spod kosza Grady Reynoldsa wygrywali już nawet siedmioma punktami (18:11). Później sprawy w swoje ręce wziął Brandon Crone. Skrzydłowy Kotwicy dwukrotnie skutecznie trafił z dystansu, a gdy jego wyczyn skopiował Paweł Kikowski na plusie byli już goście. Swoją przewagę podopieczni trenera Sebastiana Machowskiego utrzymali do końca spotkania, jednak prawdziwy przełom nastąpił po przerwie, a właściwie od 28 minuty. Najpierw Znicz doszedł rywali na 5 punktów (55:60) i wydawało się, że jeszcze powalczy o dobry wynik, a potem stało się coś bardzo dziwnego, bo jarosławski beniaminek dosłownie się zatrzymał. Miejscowi nawet w najbardziej dogodnych sytuacjach nie mogli wcelować do kosza i fragment meczu miedzy 28 a 37 minutą przegrali aż 0:30 (słownie: trzydzieści do zera). Zanosiło się na blamaż, a indolencji strzeleckiej nie mógł przerwać żaden z graczy Znicza. Tymczasem Kotwica rzucała bezkarnie i bez problemu budowała przewagę, która w pewnym momencie wynosiła już 35 punktów (55:90). Dopiero kontry Marcina Ecki i trójki Grzegorza Kukiełki poprawiły nieco ten koszmarny rezultat. - Inicjatywa była cały czas po stronie Kotwicy. W naszym zespole widoczny jest brak równowagi, jeśli chodzi o atak i obronę. Jak udało się nam coś zrobić w defensywie, to za chwilę psuliśmy to w defensywie i na odwrót. Na dodatek rozegranie jest na bardzo niskim poziomie. Tak naprawdę oczekiwania spełniło tylko dwóch ludzi - Grzegorz Szczotka i Bartosz Diduszko. Brakuje nam dział w ataku. Nie grał Tomek Celej, który ma kontuzję i wszedł tak naprawdę tylko na swoją prośbę. Rywale znają nasze słabości. Jesteśmy powolni, nie mamy dynamiki. Koszykarską złość wystarcza na pięć minut. Potem obojętniejemy - mówił trener Dariusz Szczubiał. - Wygraliśmy wysoko, ale ten mecz nie był łatwy. Jestem zadowolony ze swoich zawodników, bo przecież nie graliśmy w pełnym składzie. Rzuciliśmy dużo punktów. Po ostatniej porażce z Polpharmą pokazaliśmy charakter - podsumował natomiast Sebastian Machowski, szkoleniowiec Kotwicy. Tomasz Strzębała