Według jednej z hipotez prąd mógł uwięzić ciała dzieci pod głazami falochronu. "Sześciu płetwonurków zejdzie pod wodę. Zakładamy, że do 12 uda im się przeszukać teren bezpośrednio przy falochronie" - mówił w rozmowie TVN24 Krystian Głyżewski z oddziału Ratownictwa Wodnego Klubu Płetwonurków MARES w Koszalinie. Z lądu akcję zabezpiecza sławieńska policja. Na miejscu jest również Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa (SAR). 14-latek zmarł w szpitalu We wtorek po południu na plaży w Darłówku Zachodnim matka zgłosiła zaginięcie jej trojga dzieci, chłopców w wieku 14 i 13 lat oraz 11-letniej dziewczynki. Według policyjnych ustaleń kobieta miała na chwilę spuścić je z oczu, wychodząc z najmłodszym dzieckiem do pobliskiej toalety. Jeszcze we wtorek ratownicy wyciągnęli z morza 14-latka. Reanimacja okazała się skuteczna, ale chłopiec nie przeżył kolejnego dnia - zmarł w szpitalu w Koszalinie. Dwojga zaginionych dzieci jeszcze nie udało się odnaleźć. Będzie śledztwo Jak poinformowała w czwartek PAP pełniąca obowiązki prokuratora rejonowego w Koszalinie Alicja Kowal, wszczęte będzie śledztwo w kierunku narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia trójki dzieci przez osoby, na które ciążył obowiązek opieki nad nimi. Śledztwo dotyczyć będzie także nieumyślnego spowodowania śmierci jednego z dzieci. "Na tę chwilę potwierdzony jest zgon jednego dziecka, dwoje uznanych jest za zaginione" - wyjaśniła prokurator Kowal, dodając, że oba czyny zagrożone są karą pozbawienia wolności do pięciu lat. Prokurator Kowal powiedziała, że postępowanie prowadzone jest w sprawie, nikt nie usłyszał zarzutów. Kontynuowane są czynności mające na celu wyjaśnienie okoliczności zdarzenia. Wielu świadków już zostało przesłuchanych, w tym, jak poinformowała prokurator, rodzice dzieci. Na tym etapie postępowania prokuratura nie udziela więcej informacji.