W kwietniu, kiedy rodzice robili zakupy, dziecko sięgnęło po butelkę i zjadło odrobinę żrącej substancji. Chłopiec przeszedł już dwie operacje. Niewykluczona jest trzecia. Podczas śledztwa prokuratorzy przesłuchali świadków, rodziców chłopca, obejrzeli zapis kamer sklepowego monitoringu i nie dopatrzyli się zaniedbań w opiece nad dzieckiem. Winą za zdarzenie nie mogli również obarczyć sklepu, bo nie ma zakazu wystawienia artykułów chemicznych na najniższych regałach. Po wypadku jednak we wszystkich sklepach sieci chemię gospodarczą przeniesiono na wyższe półki. Prokuratorzy nie mogli też uznać, że zawinił producent środka do czyszczenia rur, bo gdy doszło do wypadku, czyli 9 kwietnia tego roku, brakowało przepisów wykonawczych do ustawy o środkach chemicznych i prawo niedostatecznie precyzowało, jak powinny być zabezpieczone. W śledztwie nie udało się ustalić, czy butelka stała na półce odkręcona, czy Adrian sam poradził sobie z nakrętką.