- Sąd nie dopatrzył się przesłanek, które uzasadniałyby postawienie zarzutów dotyczących przekroczenia uprawnień i nadużycia obowiązków przez oskarżonych - uzasadniał wyrok sędzia Paweł Wojtysiak. Na ławie oskarżonych zasiadali były prezes holdingu Krzysztof Piotrowski oraz sześciu członków zarządu: Ryszard Kwidziński, Grzegorz Huszcz, Zbigniew Gąsior, Andrzej Żarnoch, Arkadiusz Goj i Marek Tałasiewicz. Sędzia dodał, że oskarżeni, przeprowadzając różne transakcje handlowe, bardzo wiele decyzji podejmowali po raz pierwszy w Polsce; po raz pierwszy na taką skalę, ale nie łamali prawa. Takiej oceny możemy dokonać teraz, gdy pewne rzeczy w naszej gospodarce stały się normą - wyjaśnił. Wojtysiak przypomniał też, że w okresie, gdy spółka przeprowadzała restrukturyzację i modernizację (lata 90-te - przyp. red.) żaden państwowy organ nie miał zastrzeżeń do działalności i decyzji podejmowanych przez oskarżonych. W raporcie Najwyższej Izby Kontroli z tamtego okresu, na który powołał się sąd w uzasadnieniu, mowa była o nawet o tym, że była to jedyna spółka z branży "prawidłowo realizująca" proces restrukturyzacji. Uzasadniając wyrok, sąd zwracał także uwagę na to, że każda działalność gospodarcza wiąże się z ryzykiem, a podejmując określone decyzje nigdy do końca nie wiadomo, czy będą one korzystne. Sąd posiłkował się również dokumentem rządowym, w którym mowa jest m.in. o zaletach tworzenia struktur holdingowych oraz potrzebie dywersyfikacji, tj. rozproszenia, produkcji i zróżnicowania działalności gospodarczej pod względem profilu. - To wszystko robił właśnie robił zarząd stoczni. Mamy tu do czynienia z realizacją postulatów zawartych w tym dokumencie rządowym - zaznaczył sędzia. Sąd opierając się na zgromadzonym materiale dowodowym przyznał rację oskarżonym, którzy twierdzili, że istniała groźba wrogiego przejęcia firmy, czym podważył tezę prokuratury o braku przesłanek do realizacji takiego scenariusza. W ocenie sądu trudno powiedzieć jednak, na ile taka groźba była wtedy realna, ale oskarżeni mieli prawo, podejmując decyzje, brać pod uwagę taką możliwość. Zdaniem sądu istnieją też dowody na to, że "były naciski" ze strony banków na oskarżonych, co przekładało się m.in. na ograniczanie bądź wstrzymywanie kredytowania produkcji w stoczni. "Pośrednio potwierdza to korespondencja z dyrektorami banków, choć wprost nie mówi o tym żaden dokument - zastrzegł sędzia Wojtysiak. Sąd obalił tezę prokuratury o tym, że stworzona przez byłych prezesów grupa menedżerska zwana potem Grupą Przemysłową nie była częścią holdingu i działała dla zysku. W toku postępowania procesowego biegli przyznali, że rozpatrując definicję holdingu pominięto drugi wariant zakładający, że jego konstrukcję może tworzyć nie tylko grupa spółek, ale także grupa osób. Sąd uznał również, że zgodnie z prawem, w ramach holdingu dopuszczalne jest finansowanie wewnętrzne, z udziałem spółki tworzącej holding, tak jak się działo w przypadku GP i nabywania przez nią akcji innych podmiotów. Sąd podważył w ten sposób argument prokuratury o szkodliwym dla stoczni działaniu GP. - W irracjonalny sposób nas oskarżono, po sześciu latach kierowania Stoczni Szczecińskiej Nowa przez menadżerów państwowych mamy sytuację taką, jaką mamy. Przemysł okrętowy w Polsce, prawdę mówiąc, użyję mocnego słowa, został zgnojony - powiedział dziennikarzom komentując wyrok Krzysztof Piotrowski, były prezes. Według niego, specjalnie zniszczono ludziom opinię i własność ponad 8 tys. akcjonariuszy. Odpowiedzialnością za to obarczył "ludzi z ówczesnego rządu". Piotrowski jeszcze nie wie, czy wystąpi na drogę sądową w tej sprawie. "Muszę się zastanowić i porozmawiać z prawnikami - dodał. Jeden z wiceprezesów, Marek Tałasiewicz powiedział, że czuje ulgę, ale i satysfakcję, iż proces się zakończył wyrokiem uniewinniającym. - Satysfakcję, bo wreszcie ktoś powiedział, że od początku nie było powodu, by uważać nas za osoby działające w złych intencjach - dodał. W jego przekonaniu nie był to proces przypadkowy, a cała sprawa została sprokurowana. On także jeszcze nie wie, czy wystąpi na drogę sądową. Kosztami procesowymi sąd obarczył Skarb Państwa, który ma też uniewinnionym prezesom zwrócić należne wydatki poniesione w czasie postępowania procesowego, m.in. na wynajęcie adwokatów. Kwoty sąd ustali w odrębnym postanowieniu. Prokuratura dopiero po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku zadecyduje, czy się od niego odwoła. Proces trwał 3,5 roku. Upadek holdingu i późniejsze oskarżenie byłych prezesów budziło wiele emocji, ale i kontrowersji. Pojawiały się głosy, że to sprawa polityczna i że rządzący wówczas SLD celowo doprowadził do upadku stocznię, by przejąć jej najcenniejszy majątek. Byli prezesi zostali wtedy w świetle telewizyjnych kamer aresztowani; w areszcie spędzili kilka miesięcy 2002 roku. Śledztwo prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu. Po upadku holdingu na bazie jednej z jego spółek utworzono dzisiejszą Stocznię Szczecińską Nowa, której właścicielem jest państwo. Stocznia znajduje się obecnie na krawędzi bankructwa.