Sąd uznał mężczyznę za winnego wszystkich zarzucanych mu w akcie oskarżenia czynów, czyli: dokonania rozboju oraz zaboru 4 417 zł i 54 gr, usiłowania zabójstwa z zamiarem ewentualnym dwóch policjantów, nielegalnego posiadania broni i amunicji, zniszczenie mienia (w postaci wartej 984 zł rolety na poczcie) i grożenia pozbawieniem życia jednemu ze świadków napadu. W ustnym uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu orzekającego sędzia Jacek Matejko powiedział, że z jednej strony kara jest surowa, ale z drugiej stanowi dolną granicę wymiaru w przypadku usiłowania zabójstwa więcej niż jednej osoby. Wyrok jest nieprawomocny. Prokurator Krzysztof Kozber, który w mowie końcowej żądał dla Janusza W. 15 lat więzienia, nie wykluczył wniesienia apelacji. Broniąca Janusza W. mecenas Teresa Kapelińska powiedziała dziennikarzom, że będzie rozmawiała na temat ewentualnego odwołania ze swoim klientem. Jak oceniła, dolegliwość wymierzonej przez sąd kary nie przekracza stopnia winy i oskarżony chyba się z tym godził. Janusza W., który jest tymczasowo aresztowany, z powodów technicznych nie dowieziono na ogłoszenie wyroku. Do napadu doszło w południe 2 września 2011 r. Janusz W. - dotychczas niekarany bezrobotny, bezdzietny kawaler, z zawodu ślusarz - spawacz z podstawowym wykształceniem - ubrany w garnitur, z założoną na twarz gumową maską staruszka i turystycznym kapeluszu na głowie wszedł do budynku poczty, oddał jeden strzał w powietrze z włoskiego gazowego rewolweru Magnum załadowanego amunicją hukową, wszystkim obecnym osobom kazał położyć się na ziemi i zażądał od kasjerki pieniędzy. Gdy dostał reklamówkę z gotówką, uciekł. W trakcie napadu kasjerka uruchomiła alarm, co postawiło na nogi darłowską policję. Podczas ucieczki Janusz W. sięgnął po ostrą broń - własnoręcznie przerobiony na nią węgierski sportowy rewolwer Keseru. Wystrzelił z niego sześć razy, zanim się poddał. Najpierw w powietrze, potem w stronę radiowozu, a następnie w kierunku goniących go dwóch policjantów. Żaden ze strzałów nie był celny, gdyż - jak twierdził podczas procesu Janusz W., opisujący siebie jako bardzo dobrego strzelca - nie chciał nikogo trafić. W ocenie sądu strzelając godził się jednak z możliwością wyrządzenia funcjonariuszom krzywdy. Pieniądze odzyskano w całości. Nikt nie został rany. W śledztwie Janusz W. wyjaśniał, że choć napad był zaplanowany, to jego głównym celem nie była kradzież pieniędzy, tylko "sprawdzenie się w walce ulicznej z uzbrojonymi policjantami". Przed sądem odwołał te wyjaśnienia, mówiąc, że tamtym tłumaczeniem chciał znaleźć lepsze usprawiedliwienie i "większy sens" dla zwykłego napadu rabunkowego. Biegli z zakresu psychologii i psychiatrii, którzy badali Janusza W., uznali, że oskarżony w chwili napadu miał zdolność rozponawania i kierowania swoim postępowaniem. Według biegłych motywem rozboju mogła być zarówno chęć potwierdzenia swojej wartości przez sprawdzenia się w walce, jak i chęć zdobycia pieniędzy. Sąd w ustnym uzasadnieniu wyroku uznał oba motywy napadu za równie prawdopodobne.