Konrad Piasecki: Raport o katastrofie katastrofalny, panie ministrze. Tak wygląda codzienność naszych Sił Powietrznych? Janusz Zemke: Ja chcę wierzyć, że tak codzienność nie wygląda. Natomiast ten raport pokazał problemy w licznych segmentach Sił Powietrznych i myślę, że będzie bardzo dużo pracy, żeby Siły Powietrzne miały stosowną jakość. Nie ta załoga, zła współpraca w kabinie pilotów, niedoświadczony kontroler lotów, fatalna współpraca między ziemią a samolotem. Jak to możliwe, że jednego dnia w jednym miejscy doszło do takiego nagromadzenia błędów? Czasami tak niestety jest i właśnie to nagromadzenie spowodowało taki fatalny finał. Czasami tak jest. Czasami tak jest? To nie jest tak, że tam codziennie polskie samoloty wojskowe lądują w takich warunkach i z takimi problemami? Jestem przekonany, że tutaj było fatalne nagromadzenie błędów, tylko że oczywiście błędy wynikały także z pewnych błędów szkoleniowych, co tutaj widać ewidentnie. Jak się czyta ten raport, to człowiek ma zdziwienie w sobie, że ten samolot tego dnia był w stanie dwa razy wylądować i trzy razy wystartować bez większych problemów. To była suma błędów. MON to podał, co dobrze świadczy o ministrze Klichu. Tutaj niczego pod sukno nie schowano. Tylko teraz jest sprawa, jakie z tego się wyciągnąć wnioski. Bardzo bym nie chciał, żeby te wnioski nie sprowadzały się li tylko do personalnych wniosków. Wina pilotów bezdyskusyjna? Niestety. Powiedziałbym, że w 90 procentach katastrof, które mają miejsce w lotnictwie, decydują błędy człowieka. Wina dowódców także bezdyskusyjna? Także. "Pilot popełnił błąd w sztuce, ale ktoś go wysłał na tę śmierć" - taka opinia jednego z wojskowych pojawia się w dzisiejszym "Dzienniku". To prawda. To są opinie niestety polegające na prawdzie. Czy ktoś, kto go wysłał, powinien zapłacić za to stanowiskiem? Dotyka pan odpowiedzialności. Ja sądzę, że w takich skrajnych przypadkach, bardzo jednoznacznych, kiedy można w sposób jednoznaczny wskazać winę, należy oczywiście wnioski personalne wyciągnąć także. I tak jest w tym przypadku? Być może tak jest, ale mówię celowo "być może". Źle by się stało, gdyby wychodzenie z tej katastrofy polegało li tylko na personalnych wnioskach. Znacznie istotniejsze są moim zdaniem dwa elementy. To jest taka codzienna żmudna praca, codzienne szkolenie i to oczywiście zmiany w procedurach szkolenia, podchodzenia do lotniska. To bezdyskusyjne, bo bardzo byśmy nie chcieli, żeby takie katastrofy albo nawet takie zagrożenia katastrofami się powtarzało. Ale jeśli ktoś jest winny to kto? Czy ci, którzy są winni jeszcze żyją? Może tak zapytam. Część z tych, którzy są winni niestety nie żyje i zapłaciła za swoje błędy najwyższą cenę. Są oczywiście ich dowódcy, ale przestrzegam przed pokusą masowych, kadrowych decyzji, bo to się źle zawsze kończy. Rozumiem, że pańskim zdaniem wysoko do szczebla szefa dowódcy wojsk powietrznych konsekwencje sięgnąć nie powinny? Jeśli już to zatrzymać się gdzieś niżej. Mamy w ogóle taką sytuację, że nastąpiły zmiany w Siłach Powietrznych kilka miesięcy temu. Moim zdaniem tu nastąpiła kumulacja pewnych błędów czasami popełnianych przez lata jeśli chodzi o skalę szkolenia. Ona była rzeczywiście przez ostatnie kilkanaście lat stosunkowo mała z różnych zresztą względów, w tym i finansowych. Natomiast jeżeli miałoby to prowadzić do jakichś kolejnej fali zmian w siłach Powietrznych, które są poddawane wstrząsom co kilka miesięcy, to jest to droga do nikąd. Nie odpowie mi pan jednoznacznie i ostatecznie kto powinien zapłacić głową? Nie odpowiem. Mam zaufanie do ministra Klicha, jest on ministrem wyważonym i przewidywalnym i będzie wiedział, co ma zrobić. A czy słusznie zrobił, że nie odtajnił całego raportu? Namawiałbym jednak do odtajnienia wszystkiego, co się da. Sprawa miał charakter absolutnie bezprecedensowy i moim zdaniem opinia publiczna ma prawo na ten temat mieć jak najszerszą wiedzę.