- To był błąd - zaznacza gość Faktów RMF FM, z którym rozmawiał Konrad Piasecki. Posłuchaj wywiadu: Konrad Piasecki: Czy nie żałuje pan tego, że pozwolił pan na pozostanie w służbach Jana Lesiaka? Krzysztof Kozłowski: Żałuję. Był to mój błąd, biję się w piersi. Uległem namowom Jacka Kuronia, który jako minister III RP uważał, że nie powinien się mścić i nie powinno być odwetu na człowieku, który jego ścigał i prześladował. Taką miał postawę Jacek Kuroń. A wtedy pan uważał, że Jan Lesiak będzie człowiekiem niegroźnym? Przyjąłem, że można zrobić wyjątek. Był to błąd - powtarzam. Ale czy pańskim zdaniem, to co robił Jan Lesiak, to jego zainteresowanie prawicą, te działania dezintegracyjne? I lewicą też... Czy on to robił na własne konto i własny rachunek? Był takim nadgorliwcem, czy też ktoś mu wydał polecenia służbowe? A na to pytanie chciałbym otrzymać odpowiedź sądu. Ale czy to w ogóle byłoby możliwe, żeby pułkownik Urzędu Ochrony Państwa działał tak absolutnie na własną rękę? Możemy się opierać tylko na dokumentach dotąd udostępnionych. I na pańskiej wiedzy, i na pańskim doświadczeniu. Otóż, tam jest mnóstwo takich sugestii, gdzie Lesiak wyraźnie podpowiada, sugeruje, mówi, że należałoby. Ktoś to czytał - tak, szefowie, w niektórych są napisy "czytałem". Pytam się, czy jakakolwiek podjęta została działalność operacyjna w oparciu o te sugestie. To powinien nam sąd wyjaśnić. Czy według pana, to wszystko co wysypuje się z szafy Lesiaka dowodzi tego, że on i jego zespół łamali prawo? Podejrzewam, że przekroczył granice - to jest moje osobiste podejrzenie. I pańskim zdaniem, ktoś powinien ponieść za to odpowiedzialność nie tylko karną, ale i polityczną? Jeżeli zostanie udowodnione, że działał na polecenie czyjeś. A czy pańskim zdaniem, szef Urzędu Rady Ministrów, czyli Jan Rokita, mógł o tym nie wiedzieć? Szef Urzędu Rady Ministrów, tak jak i inni ministrowie, dostawał codziennie czy prawie codziennie raporty z Urzędu Ochrony Państwa o sytuacji w kraju i za granicą. Czytał to. Oczywiście, że to czytał. Czyli musiał wiedzieć o tym, co robi Lesiak? No dobrze, ale ani premier ani szef urzędu nie kontrolują metod. Otóż nie widzę możliwości, żeby Jan Rokita jako szef urzędu sprawdzał: "A tę wiadomość, to jaką metodą żeście otrzymali?" Jest to raczej mało wyobrażalne. Czyli pańskim zdaniem ta sprawa powinna zakończyć się na Lesiaku i jego odpowiedzialności? Po to jest sąd. Poczekajmy. Ostatecznie sprawa trafiła do sądu, wreszcie. Mogę tylko zapytać, dlaczego dużo, dużo wcześniej minister sprawiedliwości i prokurator generalny Lech Kaczyński nie wszczął tej sprawy, jeżeli to była taka ewidentna sprawa. <a href=https://wydarzenia.interia.pl/raport/szafa_lesiaka class="more" style="color:#07336C" target="_blank">Raport specjalny: W szafie płk. Lesiaka</a>