Konrad Piasecki: Panie profesorze, kiedy przeciętny Polak dostanie w kość światowym kryzysem? Albo - czy dostanie? Jan Winiecki: Wpływ światowego kryzysu będzie raczej na całe społeczeństwo niewielki. Oceniam, że może to być w granicach pół procenta PKB. Dziś dostają ci, którzy mają kredyty w innych walutach, bo te drożeją. Ci, którzy mają akcje i jednostki funduszy, bo te tanieją. Kto będzie następny? Trudno powiedzieć. Być może ci, którzy będą zwalniani z pracy w związku z tym, że popyt nie będzie tak szybko rósł jak do tej pory. Chciałem zwrócić uwagę, że szczyt fazy ekspansji minął już w roku 2007. A przekładając z ekonomicznego na polski. Będzie to spadek o pół procenta większy. A czy nie będzie tak, że następni będą ci, którzy dzisiaj pracują w Anglii, Irlandii i na tej upadającej Islandii, którzy będą tam wyrzucani z pracy i będą wracać do Polski? Pewnie część z tych ludzi wróci do Polski, ale myślę, że jest w tym więcej opowiadania niż rzeczywiści, dlatego że są dwa rodzaje imigrantów. Są tacy, którzy jeżdżą na "saksy" zarobić i wrócić, i tacy, którzy jeżdżą tam robić kariery. Ci nie wrócą. A ci, którzy pojechali na "saksy"? Ci, którzy pojechali na "saksy", jak są dobrymi pracownikami, to wcale nie muszą być pierwszymi do zwolnienia. Czyli masowych powrotów do kraju się nie spodziewamy? W każdym razie tego, że połowa ludzi raptem przyjedzie w ciągu najbliższych dwóch, trzech czy czterech miesięcy, to ja czegoś takiego nie oczekuję. Giełda dołuje, złotówka też, prognozy gospodarczego wzrostu są coraz gorsze, a wszyscy dookoła nas przekonują, że nic się nie dzieje. Może to jest zaklinanie rzeczywistości? Nie można powiedzieć, że nic się nie dzieje. Na pewno jakiś wpływ jest i będzie. Najprostszy wpływ jest taki, że brak zaufania w sektorze bankowym na świecie oznacza, że banki niechętnie pożyczają pieniądze. Boją się, że jak przyjdzie np. zapłacić klientowi kolejną transzę kredytu, który wziął wcześniej, to już nowego kredytu nie dadzą, bo się boją. I ciężko będzie ten kredyt wziąć. Oczywiście. I to będzie bolało. To będzie bolało, ale po pierwsze to jest ból pośredni. Po drugie, jak mówiłem, my i tak spowalniamy. Pierwsze, co wtedy spowalnia, to spowalniają inwestycje, czyli ci inwestorzy nie będą tacy wyrywni do brania tych kredytów. A co byłoby takim naprawdę niepokojącym sygnałem, dzwonkiem alarmowym, ostrzegającym, że Polska jako kraj i przeciętny Polak jako obywatel tego kraju dostanie odłamkami tego kryzysu? Gdyby nasz wzrost gospodarczy poleciał w dół, tak jak poleciał w dół wzrost w Europie Zachodniej, to niewątpliwie byśmy to odczuli, bo ten wzrost musiałby dojść w granicach od 0 do 1 procenta. Czyli śledzić prognozy wzrostu gospodarczego? Jeśli one będą w granicach dwóch, to wtedy będzie niepokojące? Tak. W granicach 1-2 byłoby niepokojące. A póki minister finansów mówi, że to będzie 3-4, to uważać, że nie jest tak źle? Tak. W przyszłym roku pewnie 4, w następnym pewnie 3. Uważam, że to potrwa. Zresztą uważałem tak zanim ujawnił się ten kryzys, że faza spowolnienia będzie trwała. To nie może trwać rok, tak jak niektórzy to sobie wyobrażali.