Robert Mazurek: Dzisiaj, tak samo jak rok temu, na ulice miast wyjdą kobiety. Czarny protest podobno ma się odbyć również w tym roku. Równo rok temu skomentował pan ówczesne protesty tak: "Niech się bawią. Jeśli ktoś uważa, że nie ma większych zmartwień w Polsce w tej chwili, to proszę bardzo". Powtórzyłby pan te słowa? Witold Waszczykowski: - Wszyscy byliśmy zaskoczeni w ubiegłym roku skalą tego protestu, gwałtownością, czasem brutalnością, wulgarnością. Myślę, że przez ten rok rząd pokazał, że jest to jeden z najbardziej prospołecznych, prosocjalnych rządów w ostatnim 25-leciu. Liczne programy pomocy rodzinie: 500 plus, Mieszkanie plus, Senior plus... Nie, nie, panie ministrze, czy powtórzyłby pan te słowa? - Nie ma dzisiaj potrzeby. Wiemy, że te protesty, mam nadzieję, nie będą miały takiej skali. Wiemy również, że były częściowo motywowane ideologicznie. Podchodzimy już do tego spokojniej, tym bardziej, że... I pan również podchodzi do tego spokojniej? - ... tym bardziej, że jak powiedziałem, to jest bardzo prospołeczny, prosocjalny rząd, liczne programy. Przypomnę jeszcze o wieku emerytalnym. Nie ma więc potrzeby protestować przeciwko temu rządowi. Panie ministrze, wczoraj, przedwczoraj - wszyscy żyjemy tym, co się działo w Katalonii. Widzieliśmy wszyscy obrazki z Barcelony. 900 osób rannych podczas referendum niepodległościowego. Zarówno Hiszpanie, jak i Unia Europejska mówią, że to wewnętrzna sprawa Hiszpanii, żadnej niepodległości Katalonii nie uznamy. My też? - My też wydaliśmy oświadczenie, MSZ wydało oświadczenie, że to jest wewnętrzna sprawa Hiszpanii. Apelujemy, żeby rozwiązać tę sprawę poprzez dialog. A dlaczego tak bardzo nie lubimy Katalończyków, nie chcemy im przyznać prawa do niepodległości? - Bo to jest nie nasze prawo. To jest prawo Hiszpanii. Zgodnie z konstytucją hiszpańską każda z prowincji ma prawo ubiegać się o autonomię, a nawet secesję, ale jeśli zgodnie z konstytucją takie referendum odbędzie się w całym kraju. W związku z tym to jest decyzja wszystkich Hiszpanów, a nie tylko jednej prowincji. Ale czy to nie jest przypadkiem tak, że patrzymy na to przez pryzmat własnych lęków? Że boimy się, że np. Śląsk pójdzie tą samą drogą? - Są oczywiście takie opinie, natomiast nie wydaje mi się, aby w tej chwili na Śląsku - jakkolwiek oceniać RAŚ - aż tak daleko domagał się (autonomii - przyp. red.). Ma na sztandarach autonomię i to jest oczywiście groźne, ponieważ atomizacja polskiego państwa jest groźna i niepotrzebna. Ale koniec końców rozumiem, że pan się nie obawia tego, że Katowice staną się Barceloną i to nie dlatego, że będą miały taki klub sportowy. - Nie, chyba mniejszość popiera tę autonomię. Natomiast oczywiście przyglądamy się z troską temu, co dzieje się w Hiszpanii i w Barcelonie, dlatego że jest to bardzo ważne państwo europejskie. To się wpisuje już w pewien ciąg wydarzeń, bo przecież mamy sytuację w Szkocji, mamy trudną sytuację w Belgii, również w Hiszpanii jeszcze Kraj Basków, Irlandia. Ale niech pan zwróci uwagę, że sytuacja w Szkocji została załatwiona w ten sposób, iż było referendum i nikt nikogo nie bił. - Bo była decyzja całej Wielkiej Brytanii. Była zgoda na to referendum. Rząd Wielkiej Brytanii włączył się w akcję przeciwko niepodległości. Natomiast tutaj mieliśmy problem zupełnie inny, mieliśmy do czynienia z rządem lokalnym, który domagał się referendum i blokował to referendum rząd centralny. Ryszard Czarnecki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości powiedział, że Komisja Europejska wielokrotnie bez powodu interweniowała w sprawie Polski, a teraz gdy policja hiszpańska rozprawia się z protestującymi milczy, co pokazuje jej hipokryzję i podwójne standardy. - Mnie też zabrakło działania Komisji Europejskiej, może nie w tej chwili, tylko w czasie tego procesu, który był przygotowawczy do referendum. Uważam, że tak jak w referendum brytyjskim na temat brexitu zabrakło głosu Unii Europejskiej, zabrakło głosu na przykład rzekomej twarzy Unii Europejskiej, czyli Donalda Tuska, który powinien negocjować, moderować i jednać, tak samo i tutaj. Ten spór przecież się toczy od lat i można było się zaangażować jednak w łagodniejsze rozwiązanie tego sporu i tu zabrakło oczywiście Komisji i biurokracji Unii Europejskiej. Porozmawiajmy trochę o polskiej polityce. Prawo i Sprawiedliwość, pańska partia, znowu rośnie w sondażu - 43 procent. - Stale rośnie w sondażu. Tak, to prawda. Chciałem pana spytać: czemu to zawdzięczacie? Pan już zaczął mówić o tych swoich programach, ale czy to jest tylko to? - Ja myślę, że to jest wynik realizacji programu. Program został jasno zdefiniowany, uzyskaliśmy dobry wynik wyborczy prawie dwa lata temu i o dziwo, ku zaskoczeniu myślę pozytywnemu społeczeństwa, ten program realizujemy. Zdzisław Krasnodębski powiedział w naszym studiu w piątek, że "politycy Platformy czołgają się, żeby dojść do ręki Angeli Merkel, ucałować wiernie, poddańczo". Pan też tak widzi politykę zagraniczną głównej partii opozycyjnej? - Tak, widziałem i tak ją krytykowałem przez 8 lat. Zresztą partia ta przyznała się, że wystarczy być w Unii Europejskiej, że wystarczy płynąć biernie w głównym nurcie, że wystarczy przyjąć kiedyś acquis communautaire, czyli wejść do Unii Europejskiej, do NATO i sprawy zostały rozwiązane. Nie prowadzono w zasadzie aktywnej polityki zagranicznej, wygaszano politykę na przykład współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, i tak dalej. Ale czy to jest naprawdę ten język, którym powinniśmy się wzajemnie opisywać? Czołganie, żeby dojść do ręki i wiernopoddańczo ucałować? - Ale eurodeputowany ma większą swobodę, żeby używać publicystycznego języka - ja mówię troszkę inaczej, ale podobnie. Pan raz powiedział "niech się bawią", a teraz już nie? Teraz już się pan ugryzie w język? - To było w zupełnie innej kwestii, natomiast w polityce zagranicznej mówię na przykład o tym, że zdefiniowaliśmy od dwóch lat jasno naszą politykę zagraniczną, cele, interes narodowy i go realizujemy. To rodzi też problem, bo w Unii Europejskiej państwa, które mają jasno zdefiniowaną politykę zagraniczną, są często krytykowane. Panie ministrze, dzisiaj rozpoczyna pracę, a w zasadzie wznawia, podkomisja sejmowa do spraw ustawy o służbie zagranicznej... - Wreszcie. ... a opozycja alarmuje, że szykuje pan wielką czystkę. 3664 osoby mają dostać wypowiedzenie i półroczny okres... - Tylko? Panie ministrze, niech pan... - Bo to są takie fake newsy tworzone. Oczywiście, że tak nie jest. Zmiany, które będą następowały, chcemy dokonać zmian - po pierwsze chcemy rozstać się z tymi pracownikami, którzy są wskazani przez IPN albo sami się przyznali, że pracowali kiedyś w PRL-owskich służbach specjalnych. Jest taka grupa i bez ustawy nie można się pożegnać. Po drugie, rzeczywiście chcemy dokonać pewnego przeglądu kart, ale to nie znaczy, że będą czystki. Prezes Kaczyński mówił panu, że widzi w pana resorcie PRL-owskie złogi i ma się pan za to zabrać. - No i się zabieramy, od jakiegoś czasu to robimy. Przecież duża część ambasadorów została wymieniona. W tej chwili w następnych dwóch miesiącach kolejna grupa około dziesięciu, dwunastu ambasadorów zostanie zmieniona. Wspomniałem o tym przeglądzie kadr. I trzecia kwestia, która bardzo blokowała od lat MSZ - chcemy ten MSZ otworzyć na specjalistów z zewnątrz. Dzisiaj od dwudziestu kilku lat w MSZ można tasować tymi samymi kartami, czyli można po prostu mieszać wśród pracowników funkcjonujących. Być może wśród zawodowych dyplomatów. - Dobrze, ale mamy też potrzeby. Świat się zmienia, mamy potrzeby zatrudnić ludzi o odpowiednich specjalnościach, na przykład dotyczących bezpieczeństwa międzynarodowego, dotyczących Unii Europejskiej, z egzotycznymi językami. Nie bazujemy już na przykład na absolwentach MGIMo-u, gdzie uczono tych egzotycznych języków, tylko na absolwentach polskich uczelni i ja nie mogę ich zatrudnić. W związku z tym potrzebujemy otworzyć MSZ na ekspertów tego typu, których brakuje nam w MSZ.